Jaką postać stworzyłeś w „Nienasyceniu”?
Myślę, że bardzo biedną, bo człowiek bogaty, to ten, który ma wielu przyjaciół. Bohater, którego gram, wielu ich nie ma. Jest przegrany już na starcie, bo wszyscy uważają, że wiedzą, co jest dla niego najlepsze i chcą mu za wszelką cenę pomóc, a wiadomo, że młody człowiek musi się uczyć na własnych błędach. Koniec końców, Zypcio staje się ludzkim automatem.
Utwory Witkacego są bardzo hermetyczne i trudne w czytaniu. O co – według Pana – poza tym „nieprzyjaznym” dla czytelnika sztafażem chodzi Witkiewiczowi?
Witkacy oprócz brudu, za który wiele osób go nienawidzi, pisał głębokie teksty i przekazywał ważne prawdy, swoimi utworami wykroczył poza swój czas. To, co przydarzyło się bohaterowi „Nienasycenia”, dotyka także ludzi współczesnych. Ginie wrażliwość, ludzie kończą wiele szkół, ciągle słyszą, że życie to walka i stają się automatami. Reżyser często mówi o tym filmie: śmiejcie się, bo to jest czarna komedia, ale pamiętajcie, że choroba jest zdrową reakcją na chory świat. Dla części widzów będzie on śmieszny, dla innych bardzo smutny, zaręczam jednak, że nie obrazi inteligencji widza.
Czym była dla Pana praca na planie filmowym?
Dowiedziałem się, na czym polega magia kina – jak się ją „robi” i jakie są tego efekty na ekranie. To cholernie ciężka praca. W „Nienasyceniu” są sceny, w których występuję w stroju Adama i były one dla mnie najtrudniejsze.
Są już kolejne propozycje ról?
Gram w trójmiejskim Teatrze 43 Kwietnia w monodramie Andrzeja Pieczyńskiego w reżyserii Dzidka Starczynowskiego, asystenta Henryka Tomaszewskiego. To dla mnie ciekawa rola, bo gram jedną z postaci, które obrazują świat w głowie wariata.
Zobacz także: "Nienasycenie"