Przypomnijmy, protestujący skarżą się na opieszałość polskich celników. Uważają, że ci zbyt wolno kontrolują ich samochody i drobiazgowych przeglądów pojazdów dokonują w miejscu odpraw, zamiast kierować je gdzie indziej. Zdaniem „mrówek” jest to przyczyna długiego, nawet czterodniowego oczekiwania na granicy. Uczestnicy blokady mają również zastrzeżenia wobec sposobu, w jaki się odbywają kontrole samochodów.
- Celnicy dosłownie wybebeszają nasze wozy za pomocą drutów i śrubokrętów, a za uszkodzenia nikt nie chce odpowiadać – twierdzą.
Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami, wyjazd z przejścia granicznego został zablokowany tuż po godz. 7. Po ponad godzinnych rozmowach z policjantami i Strażą Graniczną uczestnicy blokady zgodzili się na rozmowę z szefem celników w Gronowie. Zgodzili się także przepuścić samochody, które od godz. 7 nie mogły wjechać do Polski i zawiesić blokadę aż do zakończenia spotkania z kierownikiem oddziału celnego, Mirosławem Rogulskim.
To spotkanie nie doprowadziło jednak do porozumienia. Jak powiedzieli dziennikarzom przedstawiciele „mrówek”, celnik spisał jedynie ich postulaty i obiecał przekazać je swoim zwierzchnikom. Informacja o tym wywołała wzburzenie okupujących przejście. Przez chwilę emocje wzięły górę i kilku mężczyzn przedarło się przez szlaban. Po chwili zostali jednak obezwładnieni, a jeden z nich został przez pograniczników zatrzymany.
- To bunt przemytników - uważa Mirosław Rogulski. - W porównaniu z ubiegłym rokiem w Gronowie pracuje dwa razy więcej celników, ale czas oczekiwania na odprawę jest proporcjonalny do skali przemytu.
Celnicy szacują, że przemytnicy stanowią 90 procent osób, które przekraczają granicę z Rosją.
- Prawdopodobnie w przyszłym roku przejście doczeka się rozbudowy i pozwoli to na zwiększenie liczby odprawianych osób, ale od kontroli nie odstąpimy, bo to na nas spoczywa odpowiedzialność za szczelność granicy Unii Europejskiej – zapowiada kierownik celników.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter