Stowarzyszenie osób poszkodowanych przez właściciela sieci Biedronka - firmę Jeronimo Martins oraz poseł Platformy Obywatelskiej Stanisław Gorczyca od miesięcy proszą Prokuraturę Krajową i Głównego Inspektora Pracy o zdecydowane działania w sprawie łamania prawa w sklepach Biedronki. Ich zdaniem, minister sprawiedliwości powinien objąć nadzorem wszystkie toczące się w kraju sprawy, a inspekcja pracy - w szerokim zakresie świadczyć poszkodowanym pomoc prawną i występować w ich imieniu do sądów.
Inspekcja Pracy i prokuratura odpowiadają tymczasem, że sprawą się zajęły.
- Nie zbagatelizowaliśmy sygnałów o nieprawidłowościach w tej sieci - zapewnia zastępca prokuratora generalnego, Prokurator Krajowy Karol Napierski. - W prokuraturach na terenie całej Polski sprawdziliśmy, jak toczą się sprawy związane z Biedronką; wiemy, że skierowano do sądów już kilka aktów oskarżenia, a w niektórych przypadkach zapadły skazujące wyroki. Tak więc interesujemy się tym problemem, ale uważamy, że na razie nie ma potrzeby interweniowania w ich bieg.
Setki kontroli
Karol Napierski dodaje, że sprawa dotycząca ewentualnych nadużyć, jakie zaistniały po stronie zarządu sieci, została ulokowana w Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu i tamtejsi prokuratorzy przejmą wszystkie postępowania dotyczące zarzutów pod adresem szefów Jeronimo Martins (właśnie w Poznaniu mieści siedziba firmy – aut.).
- Rok temu z głównym inspektorem pracy zawarliśmy także porozumienie o usprawnieniu współpracy między inspekcją a prokuraturą i oceniam, że efekty tej umowy są dobre – mówi Karol Napierski. - Ono przede wszystkim ułatwiło nam wymianę informacji. Wkrótce odbędzie się spotkanie, na którym wymienimy doświadczenia w tym zakresie. Nie sądzę więc, aby te wszystkie działania można był zbagatelizować i uznać, że nie reagujemy we właściwy sposób na to, co się wydarzyło.
Także zastępca głównego inspektora pracy, Tomasz Gdowski, przekonuje, że problemami pracowników Biedronki inspekcja się zajmuje.
- Tylko w ubiegłym roku przeprowadziliśmy prawie 700 kontroli w sklepach sieci na terenie całego kraju i efekty tych kontroli są wymierne – mówi Tomasz Gdowski i przypomina, że inspektorzy nałożyli 100 mandatów na około 50 tysięcy złotych i złożyli 14 zawiadomień do prokuratury.
Udało im się także przekonać pracodawcę do wypłaty prawie 6 tysiącom pracowników należnych wynagrodzeń na prawie 770 tysięcy złotych (netto) i wyposażenia 683 sklepów w wózki elektryczne do przewozu palet z towarami lub zatrudnienia do prac transportowych mężczyzn.
- 7 tysięcy pracowników zostało przeszkolonych w zakresie eksploatacji wózków, pracodawca wprowadził też komputerową ewidencję czasu pracy, która uniemożliwia dokonywanie zmian w późniejszym okresie oraz przy planowaniu czasu pracy wskazuje ewentualną niezgodność z przepisami - wylicza Tomasz Gdowski.
Morze uchybień
Choć - zdaniem inspektorów - wiele udało się w Biedronkach naprawić, to długa jest też lista stwierdzonych tam nieprawidłowości. Dotyczyły one przede wszystkim (w przypadku 70 procent skontrolowanych sklepów – aut.) niewłaściwego planowania czasu pracy - nierzetelnego prowadzenia ewidencji czasu pracy, nie zapewniania pracownikom należnego im dobowego i tygodniowego odpoczynku, zaniżania wysokości wynagrodzeń, nieterminowego udzielania urlopów, niewłaściwego wyposażenia pomieszczeń higieniczno – sanitarnych, nieprawidłowości w organizacji transportu towarów, ich składowania oraz magazynowania.
Przyczynami tego stanu rzeczy były, według inspekcji, przede wszystkim: minimalizowanie kosztów działalności, za mała jak na potrzeby liczba pracowników, niedostateczna znajomość przepisów przez kadrę kierowniczą, ale także brak systematycznych kontroli ze strony służb zajmujących się bezpieczeństwem i higieną pracy.
- Sytuacja w „Biedronkach” w sposób znaczący odbiegała od obowiązujących przepisów, ale na skutek działań naszej inspekcji i pracodawcy uległ on poprawie - twierdzi zastępca głównego inspektora pracy i dodaje, że potrzebny jest stały monitoring sklepów należących do Jeronimo Martins.
System eksploatacji ludzi
- To, co w sprawie Biedronek zrobiła Prokuratura Krajowa i główny inspektor pracy to za mało - twierdzą jednak byli pracownicy.
Bożena Łopacka z Pasłęka, która jako pierwsza nagłośniła sytuację w sklepach Biedronki, wspomina, że jeszcze kiedy pracowała, ona i jej pracownice prosiły inspekcję pracy w Elblągu o pomoc i tej pomocy nie otrzymali. Była za to tylko jedna - zapowiedziana z wyprzedzeniem – kontrola.
- Nie mogę zrozumieć, po w co takim razie jest inspekcja - zastanawia się Łopacka.
W sprawie „systemu eksploatacji ludzi” - bo tak sytuację w sklepach Biedronki określają jej eks-pracownicy, odbyło się niedawno spotkanie z głównym inspektorem pracy, Anną Hinz.
- Stanowisko inspekcji zaskoczyło nas - mówi pełnomocnik Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Jeronimo Martins, mecenas Lech Obara. - Pani Anna Hinz uznała, że relacje mediów są nieobiektywne i przerysowane, a odpowiedzialni za tę sytuację są wyłącznie kierownicy sklepów. Powiedziała też, że nie widzi prawnych i faktycznych możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności karnej zarządu firmy ani też występowania do sądów w imieniu pracowników. Takie stanowisko to dalsze przyzwolenie na traktowanie pracowników jak niewolników.
W walkę z przypadkami nadużyć w Biedronce zaangażował się też Stanisław Gorczyca z Platformy Obywatelskiej. Zdaniem posła, dobrze, że w sądach i prokuraturach toczą się kolejne postępowania, ale potrzebne jest zupełnie inne podejście do problemu.
Byli pracownicy walczą
- Wojnę nieuczciwym pracodawcom powinny wydać naczelne organy władzy w kraju, bo jeśli tak się nie stanie, firmy takie jak Jeronimo Martins będą dalej czuły się bezkarne - tłumaczy poseł i dodaje, że interes w tym, aby w Polsce prawo pracy było przestrzeganie, mają nie tylko pojedynczy pracownicy, ale także państwo.
- Przecież jeśli pani Łopacka otrzyma w końcu wiele tysięcy odszkodowania, o które zabiega, to około połowy tej sumy trafi do ZUS i do budżetu w postaci podatku, stawka w tej grze jest więc wysoka - mówi Stanisław Gorczyca. - Na razie jednak wygląda to tak, że pracownik walczy jak Dawid z Goliatem, sam przeciwko wielkiej, bogatej firmie, która korzysta z pomocy najdroższych prawników.
Tymczasem dziś, w Okręgowym Sądzie Pracy w Elblągu ma rozpocząć się proces kolejnej byłej pracownicy Biedronki. Katarzyna Wiktorzak z Morąga, która przepracowała w sieci cztery lata, żąda 130 tysięcy złotych za 3300 nadgodzin i odszkodowania za to, że pracując ponad siły, poroniła ciążę.
Przeczytaj także rozmowę z Tomaszem Gdowskim, zastępcą głównego inspektora pracy