25 -lecie Elbląskiego Klubu Jeździeckiego.

1
13.10.2000
- Największe szczęście na świecie na końskim leży grzbiecie - mówią koniarze z Elbląskiego Klubu Jeździeckiego TKKF. Z końmi są związani od przeszło 25 lat. Najpierw jeździli do stadniny w Kadynach, potem w Rzecznej, a od kilku miesięcy do prywatnej stadniny w Zastawnie, należącej do Renaty i Tomasza Burzyńskich. Jednym z założycieli Klubu był jego obecny prezes Waldemar Aszemberg. W listopadzie 1975 roku, wspólnie z pierwszym prezesem Jerzym Wojewskim, założyli klub. Pierwszych członków, było ich około 27, oswajał z końmi, a potem uczył trudnej sztuki utrzymywania się w siodle, Piotr Milbrot, Mistrz Polski we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego. Tzw. duszą klubu był Edward Karpiński. We wdzięcznej pamięci elbląskich koniarzy pozostała pani Alfreda Sitek, dbająca o zdrowie jeźdźców i koni. W archiwach klubu są setki zdjęć z imprez organizowanych na przestrzeni ćwierćwiecza. Najważniejsze są niewatpliwie hubertusy, organizowane w listopadzie, związane z pogonią za lisem. Niezapomniany był szczególnie jeden, kiedy za sprawą inż. Andrzeja Krzysztofika, wicedyrektora kadyńskiej stadniny, gonili lisa z autentyczną sforą ogarów. - Aktualnie mamy 31 członków, mieszkańców Elbląga, ale nie tylko. Są wśród nas także mieszkańcy Ornety, Białegostku i Warszawy, a nawet...Nowego Jorku. W Ameryce mieszka Zbigniew Czechowski, który przyjeżdża na imprezy organizowane przez nasz klub, na przykład na doroczne bale myśliwskie - mówi prezes. Jeźdźcy traktują swoją pasję wyłącznie pod kątem wypoczynku na świeżym powietrzu i kontaktu z naturą. Nie ma mowy o wyczynie. Rozluźnieni i zrelaksowani, świetnie się bawią, kultywując tkwiące w narodzie tradycje związane z końmi. W klubie funkcjonuje, na przykład, "Kapituła twardej d..." Edward Wróblewski jest szefem protokołu bardzo boleśnie odczuwanej tradycji jeździeckiej, która polega na tym, że każdy członek, po zaliczeniu jednego klubowego rajdu konnego, otrzymuje odznakę żelazną, po trzech rajdach - brązową, a po pięciu - złotą. Nadaniu odznaki towarzyszy solidne uderzenie drewnianą magielnicą w pewną część ciała. Jeźdźcy na zakończenie każdej imprezy wznoszą toast "za zdrowie konia". Wtedy obowiązkowo należy postawić nogę na stole. - Mamy do dyspozycji 40 koni rasy wielkopolskiej - mówi W. Aszemberg. - Koń, jaki jest, każdy widzi. Ale dopiero po latach obcowania z nim człowiek ma pojęcie o zaletach tego pięknego zwierzęcia, zasługującego na bezwzględną sympatię i szacunek. 4 listopada, o godz. 12.00, w lasach w okolicy Zastawna i Młynar rozpocznie się doroczna hubertowska gonitwa jeźdźców za lisem, zakończona ogniskiem. Tradycyjnie już, w gronie przyjaciół i znajomych, członkowie klubu będą wspominać poprzednie hubertusy oraz snuć plany na następnych 25 lat. skot.

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem...

Spoko, trzeba miec szczęście aby złapać taki moment
wyki2 (2010.03.09)

info

0  
  0