- To już 30 lat na rynku nieruchomości! Jak wyglądały Wasze początki? Dlaczego te 30 lat temu postawiliście na branżę nieruchomości?
Jarosław Kraiński: - Nasze zainteresowanie branżą nieruchomości to… trochę przypadek. Tak jak inni młodzi ludzie zaraz po ślubie szukaliśmy swojego miejsca do zamieszkania – możliwości kupna, wynajęcia mieszkania. W tamtym czasie w Elblągu funkcjonowały dwie agencje nieruchomości prowadzone przez prawników. Udaliśmy się do jednej z nich i powiedzieliśmy, jakie mamy oczekiwania, czego dokładnie poszukujemy.
Pan nas wysłuchał, zrobił notatki, a po trzech tygodniach dostaliśmy od niego list, w którym informował nas, że posiada jakieś oferty na zamianę na mieszkania. Oferty, które w ogóle nie spełniały naszych oczekiwań. Otrzymaliśmy to w formie korespondencyjnej, tradycyjnym listem. To był rok 1994, czyli zeszłe stulecie
- Dzisiaj – nie do pomyślenia!
Jarosław: - Wtedy pomyśleliśmy, że to nie tak powinno wyglądać. Oglądaliśmy filmy w kinie czy telewizji, pokazujące różne sceny z rynku amerykańskiego oraz to, jak wygląda prawdziwa praca agenta nieruchomości. W międzyczasie pojechaliśmy jeszcze do innej agencji do Trójmiasta, ale tam też spotkaliśmy się z takim “polskim rozwiązaniem rynku nieruchomości”.
Anna Kraińska: - I stwierdziliśmy, że my chcemy “zrobić” ten rynek po naszemu. Wzorując się na tym, co widzieliśmy w telewizji, mając na względzie nasze doświadczenie jako klientów poszukujących. Pragnęliśmy to zrobić lepiej. I stąd się zaczęło właśnie nasze zainteresowanie branżą nieruchomości
- Znaleźliście mieszkanie, jednocześnie otwierając agencję nieruchomości?
Jarosław: - Wszystko odbywało się dwuetapowo. Z jednej strony cały czas szukaliśmy dla siebie miejsca do zamieszkania. Z drugiej coraz bardziej zaczęliśmy analizować to, jak się tym rynkiem nieruchomości profesjonalnie zająć. Poszliśmy do notariusza i powiedzieliśmy, że… chcielibyśmy zostać agentami nieruchomości, a konkretnie: założyć firmę pośredniczącą w obrocie nieruchomościami. Wtedy pani notariusz mocno się zdziwiła :). Stwierdziła: jak to, państwo nie jesteście prawnikami, a chcecie zajmować się rynkiem nieruchomości? Przecież to jest praktycznie niemożliwe!
Podcięła nam lekko skrzydła, natomiast po analizie sytuacji nie odpuściliśmy. Znaleźliśmy przyjazną kancelarię notarialną, w której dowiedzieliśmy się, że możemy założyć własną agencję nieruchomości i że uzyskamy pomoc we wszystkich procedurach z tym związanych. I faktycznie, właśnie ta kancelaria stopniowo wprowadzała nas w rynek nieruchomości, kierując nas w kierunku niezbędnych przepisów prawa, ustaw.
Oczywiście też nadzorując pierwsze transakcje i tworząc razem z nami dokumenty, na których mogliśmy współpracować. Nasza współpraca trwała 15 lat, praktycznie do momentu odejścia tej osoby na emeryturę. Z tą panią notariusz byliśmy związani nie tylko wypracowanymi standardami, ale również emocjonalnie. To była osoba, która wyciągnęła do nas rękę w trudnym momencie i utwierdziła nas w przekonaniu, że wybieramy dobry kierunek.
- Ciężko wam było wejść na rynek?
Anna: - Nie tyle ciężko, co po prostu nie istniały wtedy żadne wzorce, jak to zrobić. Ten zawód praktycznie nie istniał. Nie było też ustawy o gospodarce nieruchomościami, która by dawała jakikolwiek kierunek pracy.
- Jak sobie radziliście – poza wsparciem kancelarii notarialnej?
Jarosław: - Czytaliśmy książki, które były wtedy dostępne, ale nie było ich wiele. Samodzielnie szukaliśmy różnych rozwiązań. To, co robiliśmy na początku, to była intuicyjna praca z klientem. Mieliśmy również własne doświadczenia z poszukiwania nieruchomości i dzięki nim wiedzieliśmy, jak chcielibyśmy być obsłużeni i do czego dokładnie potrzebny nam był pośrednik.
Anna: - W tamtym czasie nie było ani szkół kształcących pośredników nieruchomości, ani żadnej bezpośredniej literatury na ten temat.
Jarosław: - Jedna z pierwszych książek o nieruchomościach, którą otrzymałem, to było wydanie amerykańskie, a właściwie tłumaczenie tego wydania na język polski. Ciekawostką jest fakt, że w tamtej książce jedną z zasad było m.in. to, aby przy sprzedaży okazać certyfikat, że dom jest wolny od termitów. Z tego akurat nigdy nie korzystaliśmy :), ale zastosowaliśmy wiele innych przydatnych, proponowanych elementów. Dzisiaj o rynku nieruchomości i o pośrednictwie można znaleźć wiele dobrych, polskich pozycji.
- Można powiedzieć, że branża nieruchomości z roku na rok zmieniała się na waszych oczach. Teraz mamy np. wymagane certyfikaty energetyczne.
Anna: - Na zmianę na rynku nieruchomości składa się wiele czynników. Wcześniej mieliśmy do czynienia z bardzo ograniczoną podażą mieszkań. Obecnie zasób nieruchomości jest dużo większy, rynek pierwotny wzbogacił praktycznie każde miasto o nowe mieszkania, domy, apartamenty. Inną kwestią jest to, że każde pokolenie posiada swoją charakterystykę. Pokolenie Z, które właśnie weszło na rynek, ma inne potrzeby i oczekiwania co do obsługi. A pośrednicy muszą się do tego dostosować.
Jarosław: - Wiele się zmieniało na naszych oczach. Internet, dostęp do komunikacji mailowej i telefonicznej, które kiedyś nie były oczywiste, znacząco ułatwiły i przyspieszyły kontakt z klientem. A my zaczynaliśmy w czasach, w których nie było komórek i nie każdy mógł mieć telefon w domu. W naszym biurze otrzymaliśmy pierwszy telefon stacjonarny, dzielony z sąsiadami. Dopiero po dwóch latach otrzymaliśmy swój telefon i zawarliśmy umowę z telekomunikacją. A po kilku latach, oczywiście, weszła telefonia komórkowa, jednak ludzie bali się z nich korzystać. Generowało to wysokie koszty, dlatego preferowali rozmowy przez telefon stacjonarny. Stosunkowo szybko pojawił się też u nas komputer. Zdobycie chociażby Windowsa graniczyło z cudem. Pierwsze programy pojawiły się dopiero kilkanaście miesięcy po tym, jak kupiliśmy komputer. To były nowe możliwości, pierwsze “poznawanie świata w Internecie”. Dla nas, w branży nieruchomości, oczywiście to bardzo pomagało.
- Nie tylko w kontakcie z klientem?
Jarosław: - Nie tylko. Powstała okazja do tego, żeby zawiązać współpracę pomiędzy pośrednikami działającym na rynku. Mówimy tu o 2000 roku, kiedy agencji nieruchomości było już więcej. W związku z tym postanowiliśmy zawiązać tę współpracę pomiędzy pośrednikami i uregulować w pewien sposób zasady funkcjonowania – a przede wszystkim doprowadzić do tego, żeby z klientami zawierać umowę pośrednictwa (zarówno z klientem sprzedającym, jak i kupującym).
Freedom Nieruchomości Elbląg to firma rodzinna
Dążyliśmy do tego, żeby ustalić zasady wymiany tych ofert, zapewnić do nich dostęp innym agencjom. Po to, żeby rynek nieruchomości zaczął sprawnie funkcjonować dla dobra klienta. Żeby następowała wymiana doświadczeń. Współpraca przyniosła pożądane efekty. Jednak po roku 2010 w początkach deregulacji zawodu pośrednika i dużych zmian na rynku nieruchomości nie spotkało się to z akceptacją niektórych instytucji państwowych. Obecny kształt ustawy mówi o tym, że pośrednikiem może być każdy.
- Każdy, kto ma do tego predyspozycje?
Anna: - Tak, bo to nie jest takie proste. Niestety wielu się wydaje, że mają te predyspozycje. Dlatego na rynku jest wielu pośredników, ale znacznie mniej jest skutecznych agentów.
Jarosław: - Obecnie wystarczy założyć działalność gospodarczą w CEIDG w kilkanaście minut i w teorii można zacząć działać. Takie firmy później często nie dają sobie rady na rynku. Trzeba sobie zdawać sprawę, że założenie firmy to nie tylko telefon i kawałek biura. To też m.in. wiedza, predyspozycje osobowościowe i przygotowanie finansowe bez tego nie da się być dobrą agencją nieruchomości.
- Jedną z predyspozycji jest otwartość na zmiany. I u was zdecydowanie ją widać. W końcu nagrywaliście filmy z prezentacji nieruchomości na kasety VHS, w czasach, gdy nikt nawet nie myślał o takim sposobie prezentacji!
Jarosław: - Musieliśmy się jakoś wyróżnić :). Zastanawialiśmy jak, jak wygląda rynek nieruchomości, czego na nim brakuje? Jak klienta zachęcić do tego, żeby korzystał z usług agencji nieruchomości? Na elewacji naszego biura wywiesiliśmy informację “nieruchomości na video”. Spotkało się to z olbrzymim zainteresowaniem! Jednak generowało problemy. Kupiliśmy kamerę video i nagrywaliśmy spacery po nieruchomościach, jednak koszt nagrywania każdej nieruchomości na jednej kasecie był zbyt wysoki. Dlatego nagrywaliśmy wszystkie nieruchomości po kolei na jednej kasecie.
Kiedy przychodził do nas klient, odtwarzaliśmy mu tę kasetę, szukając interesującej go nieruchomości. To zajmowało dużo czasu i klienci zdążyli się często znudzić takim poszukiwaniem właściwej oferty przez 15 minut. W związku z tym kilka miesięcy później zrezygnowaliśmy z tej koncepcji. Powróciliśmy do zdjęć wykonywanych zwykłym aparatem fotograficznym. Jednak z kamerą nie rozstaliśmy się na zawsze, do koncepcji powróciliśmy ok. 2012 roku, ale już w technologii cyfrowej.
- Kasety VHS – jedno z rozwiązań, które wprowadziliście, zanim to było modne. Obecnie wirtualne spacery po nieruchomościach to norma. Idziecie z duchem czasu i nie boicie się nowości!
Anna: - Można tak powiedzieć. Wyprzedziliśmy o dekadę ideę dni otwartych. Korzystaliśmy z tej formy prezentacji, kiedy to było innowacyjne, a wręcz dziwne na rynku nieruchomości. “Jak to, nie mogę obejrzeć nieruchomości wtedy, kiedy chcę, tylko wtedy, kiedy agent mi pozwoli?”. Pojawiały się m.in. takie reakcje. To była końcówka lat 90.
Jarosław: - Jako jedni z pierwszych wprowadziliśmy zawieranie umów na wyłączność. To rozwiązania, które są podstawą funkcjonowania rynku za granicą. I jedna z takich osób związanych w nieruchomościami podczas wizyty w Polsce zapytała nas, jak pracujemy, czemu nie mamy umów na wyłączność. “Wydajecie pieniądze na czyjąś nieruchomość, a potem właściciel wam mówi, że już ją sprzedał albo nie chce jej sprzedać – i nie płaci wam za waszą pracę wynagrodzenia – tak nie może być”. W 2000 roku rozpoczęliśmy więc pracę na umowach na wyłączność. Od tej pory pracujemy tylko w ten sposób, co jest także wyróżnikiem marki Freedom.
Anna: - Lubimy też, podczas naszych wyjazdów za granicą, podpatrywać, jakie tam stosowane są rozwiązania. I jeśli jest to sensowne, to wprowadzamy je na nasz rynek. Robimy tak od zawsze.
Jarosław: - Przykładowo, wiele lat temu zauważyliśmy, że nieruchomości na sprzedaż w Amsterdamie oznaczone są trójkątami w oknach. Wynika to z faktu, że są to budynki pod opieką konserwatora zabytków, nie można naruszyć ich elewacji, a właściciele mieszkań potrzebowali w wyraźny sposób zaznaczyć, że dane mieszkanie jest na sprzedaż. Znaleźli więc inne rozwiązanie: trójkąty. Są montowane do szyby, nie zajmują elewacji.
- Nie wszystkie nowości są w stanie przejść na polski rynek, ale sporo jeździcie, zbieracie wiele inspiracji…
Anna: - Nie każdy pomysł można zaimplementować na naszym rynku, ale staramy się wprowadzać różne nowości. Czasem to po prostu kwestia możliwości, czasem kultury naszego społeczeństwa. Różne rozwiązania sprawdzają się w różnych krajach.
- Świetnie radziliście sobie na rynku nieruchomości, więc tym bardziej istotne są wasze powody dołączenia do sieci Freedom.
Anna: - To prawda, obejmowaliśmy swoim zasięgiem wschodnią część województwa pomorskiego i zachodnią warmińsko-mazurskiego, i świetnie sobie radziliśmy. Niemniej deregulacja zawodu pośrednika, jak również większa liczba powstających biur sprawiły, że wiedzieliśmy, że potrzebujemy nowego partnera, gwarantującego nową jakość, nowe technologie, wsparcie prawne – musimy się wyróżnić. Praca w sieci daje większą rozpoznawalność marki i większe możliwości prezentacji nieruchomości oraz dotarcia do klientów. Ponadto ważne jest także wsparcie sieci – kontakt z innymi biurami.
Jarosław: - Gdy nastąpiła deregulacja, wiedzieliśmy, że powstanie wiele firm często bez kwalifikacji, bez jakiejkolwiek wiedzy i bez przygotowania do zawodu. Stalibyśmy się wtedy po prostu jedną z wielu firm w nieruchomościach. Taką, którą trzeba specjalnie wyszukać na rynku.
- Jak oceniacie funkcjonowanie pod skrzydłami marki Freedom?
Jarosław: - Zanim przystąpiliśmy do podpisania kontraktu z Freedom, zrobiliśmy casting wśród sieci franczyzowych, które tam w tym czasie istniały na rynku. Priorytetem była dla nas praca na umowach na wyłączność. Do tego: szeroka prezentacja nieruchomości, szeroki dostęp do narzędzi, do nowinek technicznych, do technologii, ale przede wszystkim jakość pracy przy ofercie. Freedom to firma, która najbardziej spełniała nasze kryteria. Oczywiście można też się spytać, dlaczego my nie zaczęliśmy tworzyć własnej sieci agencji nieruchomości…
- Dokładnie, dlaczego?
Jarosław: - Początkowo mieliśmy taką aspirację, żeby wyjść na rynek i zacząć tworzyć oddział zewnętrzne. Jednak takie przedsięwzięcie potrzebuje środków, przestrzeni, ludzi, którzy muszą pracować na najwyższych obrotach. Wymaga takich elementów, jak wykwalifikowany personel, ludzi, technologie, narzędzia ale przede wszystkim bardzo dużo pieniędzy. Finalnie postanowiliśmy dołączyć do już istniejącej sieci, z myślą o rozwoju nas i naszego biura.
- Wasze biuro to biznes rodzinny. Jak obecnie wygląda struktura oddziału?
Anna: - Firma została przekształcona w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Obecnie następuje sukcesja. Nasze dzieci pracują z nami od kilku lat. W tematyce nieruchomości obracają się od dziecka. Wielokrotnie uczestniczyły w naszych rozmowach o pracy również w domu. Naturalnie od najmłodszych lat “wsiąkły” w rynek. Teraz są współwłaścicielami firmy. My wciąż działamy w biurze, natomiast staliśmy się stroną bardziej doradczą. Zajmujemy się nadzorem merytorycznym. Oczywiście, żeby nie wyjść z wprawy, czasami wciąż aktywnie zajmujemy się sprzedażą nieruchomości.
Z czasem będziemy się starali w 100% przekazywać całą pracę młodszemu pokoleniu. Tym bardziej, że dużo podróżujemy, uprawiamy nasze hobby – czyli taniec towarzyski, jesteśmy parą sportową, ale to też pokazuje, na jak wielką elastyczność pozwala zawód pośrednika.
Oficjalne przekazanie sukcesji nastąpiło na “Rejsie ku przyszłości na rynku nieruchomości” z okazji trzydziestolecia waszej działalności.
Jarosław: - To było oficjalne podsumowanie tych trzydziestu lat, ale przede wszystkim spotkanie z naszymi przyjaciółmi i partnerami.
- Z pewnością to, co stworzyliście, przetrwa dłużej niż kolejne 30 lat!
Anna: - Jesteśmy pewni, że biuro dobije i do setki! Cieszymy się zaufaniem klientów, pracujemy na rekomendacjach i obserwujemy z radością, jak do nas wracają. A wracają dokładnie w to samo miejsce, bo od 30 lat mamy ten sam adres. Serdecznie pod niego zapraszamy!
Rejs ku przyszłości na rynku nieruchomości
Biuro nieruchomości
Freedom Elbląg
Aleja Grunwaldzka 31, 82-300 Elbląg
tel. 55 246 11 22.
elblag@freedom-nieruchomosci.pl
---- artykuł promocyjny ----