Przed sobotnim pojedynkiem elbląskie zawodniczki podkreślały jak ważna będzie pierwsza konfrontacja w Gdyni, która postawi w komfortowej sytuacji zwycięzce. Elblążanki miały nadzieję, że to one zakończa ją z sukcesem i kibice zgromadzeni w Gdynia Arena w 48. minucie meczu również mogli w to już uwierzyć, bo tablica wyników wskazywała 14:19. Niestety w kolejnych minutach zawiodła skuteczność, a w bramce Vistalu aż siedem rzutów obroniła Małgorzata Gapska. Gospodynie zdobyły cztery bramki z rzędu i mecz rozpoczął się niejako na nowo. W 59. minucie było 21:21 i przy piłce był EKS. Niestety znów na wysokości zadania stanęła bramkarka Vistalu i szansę na zwycięstwo miała jej drużyna. Nasze piłkarki zaciekle walczyły w obronie jednak w ostatnich sekundach meczu rzut zdołała oddać Emilia Galińska i to gdynianki cieszyły się z wygranej. - Po raz kolejny za szybko chciałyśmy rzucać bramki, zamiast na spokojnie grać akcje, które nam dobrze wychodziły - powiedziała po meczu Joanna Waga. - Cały sezon naszą bolączką jest to, że nie potrafimy utrzymywać naszej przewagi, zaczynamy grać nerwowo, trzęsą nam się ręce. Bardzo żałuje, bo znów walczyłyśmy na ile starczyło nam sił. Mamy drugi mecz, na pewno przygotujemy się do niego na maksa, damy z siebie wszystko i wierzymy, że jutro jeszcze nie zakończy się walka o brąz. Dla kibiców nasze mecze z Vistalem są zapewne super widowiskami. Mamy nadzieję, że będziemy świętować w Elblągu - podsumowała kapitan EKS. - Do 50 minuty grałyśmy rozważnie, pewnie, długo w ataku, zdobywałyśmy bramki, kontrowałyśmy przeciwnika, Saloma świetnie broniła - dodała Sylwia Lisewska. - Nie mogę uwierzyć w to co się stało w ostaniach dziesięciu minutach. Miałyśmy pięć bramek przewagi, a później kilka sytuacji sam na sam i Ryba je obroniła. Takie rzeczy nie mogą nam się zdarzać, bo ten mecz powinien się skończyć siedmioma bramkami na plus dla nas. Doprowadziliśmy do koszmarnej końcówki. W ostatniej akcji zderzyłam się z moją koleżanką w obronie. Nie trafiłam dwóch karnych, dla mnie to też jest stresująca sytuacja. Nie trafiałyśmy z koła, ze skrzydła, to nam się nie powinno zdarzyć. To nie jest tak, że jak miałyśmy przewagę, to odpuściłyśmy. Kiedy ma się kilka bramek więcej, to jest stres i świadomość, że trzeba dorzucić za wszelką cenę i powiększyć przewagę. To jest nawet gorsze, bo niby jest pięć bramek przewagi, a jednak nadal trzeba rzucać. Ktoś musi wziąć odpowiedzialność na siebie, a wtedy też się każdy wycofuje, bo mamy niby dużą przewagę i jeszcze czas. Rozluźnienia na pewno nie było, raczej stres. Widziałyśmy, że mamy to utrzymać, dorzucić i to chyba nas sparaliżowało. Emilia Galińska miała dzień konia, jakiej piłki nie dostała, to trafiała. Może to nieskromnie brzmi, ale byliśmy lepszym zespołem od Gdyni. Ciężko się nie załamać, przeżyć to na spokojnie i się tym pogodzić, ale nie mamy wyjścia. Chwila płaczu, lamentu i zabieramy się za kolejny mecz. Możemy zagrać tak samo jak dziś, tylko nie dopuszczajmy do takiej końcówki. Musimy go wygrać i przenosimy rywalizację do Elbląga - zakończyła rozgrywająca Startu.
Dziś o godz. 16 mecz numer cztery. Nasza drużyna, by zachować szansę na medal, musi go koniecznie wygrać. W przypadku wyrównania stanu rywalizacji, decydujący pojedynek odbędzie się w Elblągu w środę (18 maja).
Patronem medialnym Startu jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl