Leon Jasiński: Powitali mnie z otwartymi rękoma

13
26.06.2021
Leon Jasiński: Powitali mnie z otwartymi rękoma
Leon Jasiński, elbląski zapaśnik (fot. Anna Dembińska)
- Funkcjonowała liga zapaśnicza, Olimpia walczyła w lidze terytorialnej próbując awansować do I ligi. Najbliżej była w 1965 r., kiedy to w turnieju barażowym zajęliśmy trzecie miejsce - tak Leon Jasiński mówi o swoich występach na macie. Z elbląskim (i nie tylko) zawodnikiem, trenerem i działaczem zapasów rozmawiamy o jego pasji.

- Jak się zaczęła Pana przygoda z zapasami?

- W 1962 r. trafiłem do Elbląga, do Zasadniczej Szkoły Zawodowej przy ul. Obrońców Pokoju. To była szkoła dla pracujących – dwa dni się uczyliśmy, cztery pracowaliśmy. Mieszkałem w internacie i szczerze mówiąc, nie miałem co robić po szkole. Jakąś potrzebę ruchu miałem, a w szkole zajęć z wychowania fizycznego nie było. Na szczęście, po sąsiedzku w Hali w parku Modrzewie trenowali zapaśnicy Olimpii. Powitali mnie z otwartymi rękoma, ponieważ... ważyłem wówczas ponad 70 kg, a oni w drużynie mieli wakat w tej wadze. Trafiłem pod skrzydła Tadeusza Jaworskiego.

 

- Czynnym zawodnikiem był Pan siedem lat.

- Już w 1964 r. pojechałem na mistrzostwa Polski juniorów do Jeleniej Góry. Jechałem niedoświadczony, a mało brakowało, żebym został mistrzem Polski. Ostatecznie skończyło się na srebrnym medalu. Okazję do rewanżu miałem w następnym roku, kiedy na kolejnych mistrzostwach Polski juniorów już w pierwszej walce trafiłem na złotego medalistę z ubiegłego roku. Wygrałem i były nadzieje na coś więcej. Skończyło się dość pechowo na brązowym medalu. Mówię pechowo, bo o podziale medali zadecydowały małe punkty. A tych miałem najmniej i musiałem zadowolić się najniższym miejscem na podium. Mieliśmy w Olimpii wtedy silną grupę zapaśników w tej grupie wiekowej. Nie tylko ja zdobywałem medale na tych mistrzostwach. To takie dwa najważniejsze sukcesy z mojej kariery sportowej. Oprócz tego byłem m.in. mistrzem Wybrzeża w 1964 r. w wadze do 79 kg, rok później trzeci w turnieju nadziei olimpijskich w wadze do 78 kg. Trafiłem do kadry narodowej juniorów, ale tam doszedłem do wniosku, że są lepsi ode mnie. W 1970 r. zakończyłem karierę zawodnika: założyłem rodzinę, uczyłem się w technikum, zaczynało brakować czasu na treningi.

 

- Jak wówczas wyglądało życie zapaśnika w Elblągu?

- Na początku trenowaliśmy w hali w parku Modrzewie, potem przenieśliśmy się do Elbląskiego Domu Kultury [obecnie CSE Światowid – przyp. SM]. Treningi odbywały się trzy razy w tygodniu po południu. Funkcjonowała liga zapaśnicza, Olimpia walczyła w lidze terytorialnej próbując awansować do I ligi. Najbliżej była w 1965 r., kiedy to w turnieju barażowym zajęliśmy trzecie miejsce. Jeżeli już jesteśmy przy drużynówce, to w 1966 r. Olimpia walczyła ze szwedzką drużyną UMEA. Zremisowaliśmy 4:4, moja walka ze Sfedbergiem pozostała nierozstrzygnięta.

 

- Potem trafił Pan do Nowego Dworu Gdańskiego.

- Po zakończeniu kariery zawodniczej kręciłem się przy sekcji jako kierownik techniczny. Pomagałem Tadeuszowi Jaworskiemu w różnych sprawach organizacyjnych. W 1973 r. dostałem pracę w Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego w Nowym Dworze Gdańskim. Zastępcą dyrektora był tam Józef Meller, były zapaśnik gdańskiej Spójni. I tak od słowa do słowa wpadliśmy na pomysł założenia sekcji zapaśniczej w klubie Żuławy Nowy Dwór Gdański. Dobraliśmy jeszcze Romana Kokoszkę z Olimpii i zaczęliśmy stawiać fundamenty pod zapasy w Nowym Dworze. Na wewnętrznych turniejach na samym początku mieliśmy po 300 dzieci. Ogromna liczba, biorąc pod uwagę, że w Nowym Dworze były cztery szkoły. Pierwsze sukcesy przyszły w 1976 r., kiedy czworo zawodników zdobyło złote medale n Wojewódzkich Igrzyskach Młodzieży Szkolnej w Elblągu. Mieliśmy bardzo fajną drużynę, która w okręgu i województwie wygrywała większość zawodów. W Warszawie w mistrzostwach Polski do lat 15 nasza pierwsza drużyna zwyciężyła, druga zdobyła brązowy medal. Była koleżeńska rywalizacja z Olimpią, na początku to rywale byli lepsi, a potem... my. Początki były trudne, pierwsze treningi mieliśmy na materacach, matę kupiliśmy w Łodzi później i od razu nam się frekwencja potroiła.

 

- Najsłynniejszym waszym wychowankiem był Stanisław Wróblewski.

- Niesamowicie szczupły, a przy tym silny. Wypatrzyłem go w szkole, miał problemy z nauką, ale jest żywym przykładem, że przez sport można do czegoś dojść. Pierwszy poważniejszy sukces odniósł w 1977 r., kiedy na Międzynarodowym Turnieju Przyjaźni, nieoficjalnych mistrzostwach świata juniorów młodszych w Suhl w Niemieckiej Republice Demokratycznej, zdobył brązowy medal. Rok później był drugi na mistrzostwach Polski juniorów w Pabianicach. W 1979 r. wygrał Ligę Indywidualną Seniorów. Zawody odbyły się w Nowym Dworze Gdańskim, przyjechali m.in. Józef i Kazimierz Lipienie, Andrzej Supron, medaliści Europy i świata. W sumie 100 zawodników, po 10 w każdej wadze, wcześniej wyłonionych w eliminacjach. Jeszcze wspomnę,nę o srebrnym medalu na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Grudziądzu. W 1980 r. pojechał na igrzyska olimpijskie do Moskwy, gdzie w wadze muszej zajął szóste miejsce. W pierwszej walce przegrał 6:7 z N. Gingą z Rumunii, w drugiej 19:6 pokonał A. Ekoulabiego z Syrii i w trzeciej walce przed czasem uległ Węgrowi L. Raczowi. Po igrzyskach przeniósł się do Siły Mysłowice, dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski w wadze muszej w 1986 i w 1989 r. Dwa razy występował na mistrzostwach Europy: w 1986 r. był czwarty, cztery lata później – szósty. Niejako w nagrodę pojechałem z nim na igrzyska do Moskwy. To moje najlepsze wspomnienie z kariery trenerskiej. Byliśmy tam dwa tygodnie

 

- Wróćmy jeszcze do Żuław.

- Działo się. Zorganizowaliśmy m.in. mecze międzypaństwowe. Z reprezentacją Kalifornii zremisowaliśmy 5:5, z reprezentacji Oklahomy ulegliśmy 4:6. W drużynie Żuław w tych meczach występowali także zawodnicy wypożyczeni na tę okazję z innych klubów, m.in. Edmund Godlewski z Olimpii Elbląg, który wygrał swoja walkę w meczu z Oklahomą. Zorganizowaliśmy Turniej Nadziei Olimpijskich, gdzie Jacek Narloch i Roman Bielak zwyciężyli w swoich wagach. Na tym turnieju Roman Bielak pokonał późniejszego trzykrotnego mistrza olimpijskiego Andrzeja Wrońskiego. W 1980 r. na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży Cezary Grzonkowski zdobył złoty medal i niemal natychmiast przeniósł się do gdańskiej Spójni.

 

- Pan tymczasem wylądował w Bieszczadach.

- Żuławy Nowy Dwór Gdański podlegały pod Ludowe Zespoły Sportowe. I Rada Główna LZS - ów postanowiła wysłać mnie do Beska w Bieszczadach. I tam w Pomowcu Besko stworzyłem sekcję zapasów. W zasadzie położyłem fundamenty, bo w Bieszczadach byłem tylko dwa lata od 1981 do 1983 r. Wyszkoliłem trzech instruktorów, którzy kontynuowali moją pracę. W tzw. „międzyczasie” zrobiłem też uprawnienia sędziowskie.

 

- Po Bieszczadach powrót na Żuławy.

- Wróciłem do Olimpii, gdzie byłem głównym koordynatorem sekcji i do emerytury w 1997 r. Na początku pracowaliśmy w trójkę z Jerzym Sznicerem i Wiesławem Tańczynem. Jeszcze w 1983 r. zorganizowaliśmy turniej z udziałem zapaśników ze wszystkich trzech klubów, gdzie pracowałem: Olimpii, Żuławach i Pomowcu. W sali Atletikonu walczyła prawie setka zawodników. Postawiliśmy na dzieciaki. Ja byłem nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 25 w Elblągu i stamtąd pochodziło gros naszych zawodników. Z wyróżniających się zawodników w tym okresie należy wymienić Adama Bożyczkę, Piotra Tańczyna. Pod koniec XX wieku pojawił się bardzo utalentowany Robert Skalmowski. Byliśmy też mocni „na własnym podwórku”. - zdobywaliśmy medale w zawodach wojewódzkich i okręgowych. W 1997 r. odszedłem na emeryturę i zająłem się pracą społeczną w Rodzinnych Ogrodach Działkowych. Na zapasy wciąż jeżdżę w roli kibica.

 

- Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem... (od najstarszych)

Pokazuj od
najnowszych
Największe
emocje
Brawo, podziwiam Pana :)
edytowany (2021.06.26)
Pan Leon to przede wszystkim bardzo dobry, wrażliwy, mądry człowiek.
Anna Ś. (2021.06.26)

info

16  
  0
Pozdrawiają dzieciaki z SP 25,skąd pochodziło gros naszych zawodników - najlepszego, Ob. Trenerze!:)
RobertKoliński (2021.06.26)
@RobertKoliński - No tam mial wychowanków na miarę zawodników Olipmijskich. Ale losy ich się lekko mówiąc Źle potoczyły
Uczeń 25 (2021.06.26)
@Uczeń 25 - Trochę takie czasy były, bandyckie i dzikie, a trochę - szczęśliwie nie wszystkich;
(2021.06.26)
Duża kultura osobista, olimpijski spokój, Czaruś towarzystwa Był moim cudownym Dyrektorem Wspaniałe wspomnienia Irena
(2021.06.26)

info

4  
  0
@edytowany - Pozdrowienia dla Jasia sslmonowicza
(2021.06.26)
Ten pan byl vice-dyrektotem Sp 25 w latach 90 i w tamtych czasach bylem w pierwszej lub drugiej klasie podstawowej na przerwie fakt przechodzilem przez plot i za kare musialem w gabinecie zrobic 100 przysiadów nie mile wspominam tego osobnika.
(2021.06.26)
Leon, dobrze Cię widzieć.
PTTK (2021.06.26)

info

3  
  0
I bardzo dobrze. Brawo dla Pana Leona. Te 100 przysiadów na pewno wyszło jedynie na zdrowie. A co do kar to "ciesz się", że nie chodziłeś do SP 23,bo tam pan na "P"za przewinienia "karał"o wiele większymi "karami"fizycznymi. Jak ktoś zaklnął to było 250 przysiadów czy 20 rundek wokół szkoły. I w sumie dobrze, wychodziło ma zdrowie.
Andrzej79 (2021.06.26)