- Jakie były początki? Przyszła pani do domu, powiedziała, że chce grać w hokeja. Rodzice nie mieli nic przeciwko, nie było propozycji, żeby np. trenowała pani short track, skoro już chce pani jeździć na łyżwach?
- Kolega przyniósł do szkoły karnety na naukę jazdy na łyżwach w klubie hokejowym UKS Wikingowie Elbląg. Ja, nigdy nie jeździłam, więc po powrocie do domu oznajmiłam rodzicom, że chcę spróbować. Mama mówiła, że hokej to taki agresywny sport, że może jednak ten short track. Byłam jednak zdeterminowana, żeby pójść. Stwierdziłam, że jak mi się nie spodoba, to zrezygnuję. Poszłam na pierwszy trening i tak zostałam, trenuję już 8 lat.
- Czemu pani została? Co panią zafascynowało w tym sporcie?
- Wspaniali trenerzy. Podejście trenera jest najważniejsze. Jeśli on się angażuje w rozwój zawodnika przez poprawne treningi, to zachęci każdego. Najpierw uczyłam się jazdy, ona jest najważniejsza. Później dostałam kij i krążek, zaczęłam się z nimi oswajać. Aż doszło do sytuacji, że bez kija czuję się jak bez ręki. Z drugiej strony, ważne jest też zaangażowanie zawodnika, który musi dążyć do wyznaczonego celu. I tak było w Wikingach.
- Pani jest drobna, niewysoka. Tymczasem gra na pozycji obrońcy. A hokej to sport, gdzie stosunkowo często dochodzi do przepychanek pomiędzy zawodnikami.
- Moim zadaniem na lodzie było podawanie krążka do napastników, oni czekają aż im ładnie rozegram i będą mogli wjechać do tercji przeciwnika i strzelić bramkę. No i muszę bronić, przyjmować na siebie niektóre strzały. Dlatego trzeba mieć sprzęt. Wtedy nie trzeba się bać, że się dostanie krążkiem i będzie jakaś kontuzja. To nie jest taki urazowy sport, jak się wszystkim wydaje. Jest mniej kontuzji niż np. w piłce nożnej.
- Z drugiej strony, czasami odnosi się wrażenie, że bramkarz musi mieć skłonności samobójcze. „Normalny” człowiek widząc lecący z dużą prędkością krążek odsuwa się. Bramkarz robi zupełnie coś innego.
- Ważną rolę odgrywa mentalność. Musi mieć zakodowane, że jak leci krążek to trzeba przyjąć, albo odbić. Bramkarz jest najważniejszy w całej drużynie, bez niego nie da się wygrać meczu.
- Po pierwszych treningach przyszedł czas na rozgrywki ligowe.
- Na początku grałam w mini hokeja. Wówczas gra się na połowie lodowiska, w poprzek, nie ma podziału na tercje, zasady są uproszczone. Grają młodzi zawodnicy dopiero rozpoczynający swoją przygodę z hokejem. Pierwszy mecz zagrałam na lodowisku „Helena” w Elblągu z drużyną z Torunia. Towarzyszył mi wielki stres, po treningach w końcu miałam okazję sprawdzić czego się nauczyłam. Już po pierwszym meczu, trener powiedział, że dobrze mi idzie. Wybrałam sobie dobrego zawodnika i dążyłam do tego, aby mu dorównać. Mecze bardzo dużo uczą, można podejrzeć innych zawodników, zobaczyć ich grę i próbować grać na jeszcze wyższym poziomie.
- Od początku była pani obrońcą? Czy trzeba było znaleźć pozycję na lodowisku?
- Od początku na obronie, ale miałam takie myśli, czy jednak nie spróbować na ataku. Kilka meczów rozegrałam „z przodu”, ale jednak wróciłam do obrony. Mam już zakodowane, że jak jedzie napastnik przeciwnej drużyny, to muszę się cofnąć do obrony. W ataku tak nie można, to nie moja rola. Jestem urodzonym obrońcą.
- W meczach juniorskich grała pani z chłopakami. Nie dali pani odczuć, że jest pani słabsza, że będą mieli łatwiej, bo broni dziewczyna?
- Nie patrzyłam na to w ten sposób. Swoją determinacją, treningami doszłam do takiego miejsca, że chłopcy mówili: ona naprawdę potrafi grać lepiej od nas. Nie ma takiego podziału, jak się chce to można grać razem. Chłopacy grają szybszy, bardziej dynamiczny hokej. Dziewczyny bardziej myślą nad rozegraniem akcji, ale to połączenie daje wspaniałą całość drużynie.
- Ile lat gra już pani w hokeja.
- 8 lat. Przez siedem lat w elbląskich Wikingach. A od trzech lat w żeńskiej drużynie Stoczniowca, która występuje w Polskiej Lidze Hokeja Kobiet. Przez dwa lata łączyłam grę w Elblągu i w Gdańsku. Od tego sezonu już tylko gram w gdańskiej drużynie.
- Jak doszło do transferu do Stoczniowca?
- Trener uznał, że jestem na wyższym poziomie niż reszta grupy. Zapytał się, czy nie chciałabym spróbować treningów w Gdańsku. Na początku miałam obawy, czy dam radę. Stwierdziłam, że pojadę, zobaczę, jeśli będę odstawać od grupy, to trzeba będzie pomyśleć, co dalej. Po pierwszym treningu, trener Stoczniowca Henryk Zabrocki powiedział, że widzi mnie w swojej drużynie. I tak zostałam zawodniczką Stoczniowca.
- Do przeciętnej drużyny też pani nie trafiła. Stoczniowiec jest od kilku lat wicemistrzem Polski w hokeju kobiet.
- Cały czas zajmujemy, niestety, ale drugie miejsce. Wiadomo, że jest satysfakcja, że jest to podium, jesteśmy drugą najlepszą drużyną w całej Polsce. Polonia Bytom, mistrz Polski, ciąży nam, że wciąż jesteśmy drugie. Ale to też jest cel, chcemy jako drużyna osiągnąć lepszy wynik i zdobyć upragnione mistrzostwo. Dążymy do tego, dziewczyny się przykładają na treningach, robimy wszystko, żeby pokonać mistrzynie.
- Jak to połączyć ze szkołą? Stoczniowiec jest z Gdańska, pani uczy się w Elblągu.
- Na początku było ciężko z dojazdami. Po szkole jem obiad, odrabiam lekcje, jadę do Gdańska na trening, po powrocie znowu się uczę. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Po treningu w domu jestem o 21.30. I tak codziennie. Czasami są dni, kiedy nie mam treningów w Gdańsku, wykorzystuję ten czas, żeby się jeszcze się pouczyć. Moim głównym obowiązkiem jest nauka. Ale jeśli ktoś chce, to można to wszystko sobie poukładać.
- Do tego dochodzą wyjazdy na mecze. [W lidze rywalizują głównie zespoły z południa Polski. W sezonie zasadniczym drużyny grają systemem każdy z każdym z rewanżami w każdy weekend para rozgrywa dwa mecze. Dwie najlepsze drużyny z każdej grupy grają play offy o medale – przyp. red.]
- Taka jest cena, za to, że jestem w tej drużynie, bo nie każdy może w niej być. Doceniam to, co mnie w życiu spotkało. Jeśli mam poświęcić weekend na mecze, to oczywiście, że wykorzystam taką szansę i na meczu dam z siebie wszystko. Nie można tego marnować.
- Celem na ten sezon jest zdobycie mistrzostwa Polski?
- Mamy nadzieję, że to właśnie w tym sezonie przełamiemy klątwę wicemistrzostw i uda nam się zdobyć mistrza. [Stoczniowiec jest wicemistrzem PLHK od czterech lat, w sezonie 2014/15 zdobył jak na razie jedyne mistrzostwo Polski w hokeju kobiet – przyp. red.]. Co będzie w praktyce, zobaczymy. Na razie trwa sezon podstawowy, w którym musimy wygrywać.
- Pierwsze punkty w klasyfikacji już są. W tym sezonie jedna asysta, dwa sezony wcześniej gol i asysta. Pamięta pani tamtą bramkę?
- Graliśmy w z Unią w Oświęcimiu. Trener zmotywował nas kinderniespodziankami, które miałyśmy dostać za każdą strzeloną bramkę. To też pokazuje siłę naszego zespołu. Żadna z dziewczyn nie pokazuje, że to ja jestem najlepsza. Jesteśmy drużyną.
- Została nam jeszcze reprezentacja Polski.
- W ubiegłym sezonie jeździłam na zgrupowania kadry narodowej, które odbywają się na Śląsku. Tworzymy tam wspaniałą drużynę. W marcu 2020r. odbędą się w Katowicach Mistrzostwa Świata w hokeju na lodzie kobiet do lat 18 – tu. Liczę na powołanie.
- Jaki ma pani plan na ten sezon?
- Mistrzostwo Polski ze Stoczniowcem. Przydałoby się też strzelić bramkę. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Jestem dobrej myśli.