- Przed pięćdziesiątką ważyłem 105 kilo przy wzroście 172 cm, wszędzie jeździłem samochodem, do pracy, po gazetę do kiosku, po piwo. Coraz gorzej się czułem, łykałem mnóstwo leków, choroba wieńcowa się przytrafiła, pogotowie przyjeżdżało bardzo często, by mnie cucić – wspomina Adam Piątek.
Dziś trudno w to uwierzyć, przed nami siedzi sympatyczny, szczupły i wysportowany 68-latek, który maraton biega poniżej 3 godzin i 45 minut. - Zapytałem któregoś dnia panią doktor, czy może jakiś wysiłek byłby wskazany, żebym lepiej się czuł. Ona na mnie nakrzyczała, że jak przebiegnę kawałek, to dostanę wylewu – opowiada pan Adam. - Ale to nie dawało mi spokoju. Postanowiłem pewnego dnia, że zamiast jeździć do pracy samochodem, będę chodził na piechotę. To były dwa kilometry. Z czasem zacząłem wydłużać trasę, chodziłem do pracy okrężną drogą, miała 5 kilometrów. Gdy poczułem się lepiej, zacząłem zbiegać z górek. Z czasem gdy zrzuciłem wagę, zacząłem truchtać przez całą trasę. Ten dystans pokonywałem codziennie, bez względu na porę roku i pogodę. Na drugi rok robiłem już dwa kółka, na trzeci trzy, czyli 15 kilometrów – opowiada elbląski biegacz. - Ktoś mnie zauważył podczas tego biegania i powiedział, że w Bażantarni zbiera się grupa, która razem trenuje. Poszedłem i się wciągnąłem, zacząłem biegać maratony – śmieje się pan Adam.
Debiut w Bażantarni
Pierwszy maraton w swoim życiu ukończył, gdy miał 54 lata i to w Bażantarni. To było w 2002 roku, kiedy jeszcze nikt nie marzył o modzie na bieganie. - Na drugi rok pobiegłem jeszcze raz ten crossmaraton, wystartowałem też w Poznaniu. I tak co roku więcej i więcej. Gdy przebiegłem wszystkie ówczesne maratony w Polsce i zdobyłem Koronę Maratonów, pomyślałem że trzeba by było pojechać gdzieś dalej i tak zaczęły się starty za granicą. Pierwszy był łączony – ze Świnoujścia do niemieckiego Wolgast – dodaje pan Adam.
A potem worek z maratonami za granicą się rozwiązał. Najpierw Rzym, gdzie startowało 16 tysięcy osób, potem Barcelona. - Żona zaczęła psioczyć, że ja sobie jeżdżę, a ona siedzi w domu, więc na kolejny – do Marakeszu w Maroku - zabrałem ją ze sobą. I tak się zaczęły rodzinne wyjazdy. Razem planujemy podróże, razem zwiedzamy, a ja przy okazji startuję – śmieje się pan Adam.
Do Izraela pojechał już z żoną, córką i zięciem, potem był Bombaj i Bangkok.
- W Bangkoku było już po maratonie. Zwiedziliśmy wszystko, co tylko mogliśmy i polecieliśmy do Kenkoen na północy Tajlandii, gdzie wystartowałem jako jedyny Polak – opowiada maratończyk. - Następnym razem chciałem pobiec w Hong Kongu. Całą noc dyżurowaliśmy przy komputerze, by zapisać mnie na ten maraton. Córka przeszła nawet kilka etapów rejestracji, ale niestety zapisać się nie udało. Mieliśmy już kupione bilety na samolot do Kuala Lumpur w Malezji, stamtąd mieliśmy lecieć do Hong Kongu. Sprawdziliśmy, że w tym czasie jest maraton w Myanmarze, dawnej Birmie. Udało się zapisać, więc tam polecieliśmy.
Nie jest drogo
Dlaczego pan Adam wybiera głównie kraje azjatyckie? - Szukamy tanich biletów, często latamy przez Londyn. Linie już same przysyłają oferty. Sam pobyt w tych krajach jest już tani, no i jest ciepło. Na przykład w Malezji bilet na autobus z lotniska do miasta kosztował w przeliczeniu 10 złotych, obiad od 7 do 12 zł, nawet połączenia samolotowe między miejscowościami w danym kraju nie są drogie – dodaje się pan Adam. - Miejsca, gdzie są maratony, wyszukuję w internecie, co roku też dostaję taki kalendarz z rozpiską maratonów na całym świecie. Rodzina jest chyba zadowolona, urlop zawsze spędzamy razem. Przylatujemy 5 dni wcześniej przed moim startem, by się zaaklimatyzować, pozwiedzać..
W planach elbląski maratończyk miał również zawody w Manilii, stolicy Filipin. Zrezygnował jednak z wyjazdu ze względu na bezpieczeństwo. - Tam się dzieją różne dziwne rzeczy, turyści nie czują się bezpiecznie. Znajdę jakiś inne miejsce – przekonuje pan Adam. - A na razie pobiegnę w Szczecinie 26 czerwca, tam maraton odbywa się po raz drugi, jeszcze tam nie byłem.
Jak trenuje na co dzień? - Ze względu na wiek muszę włożyć więcej pracy w przygotowanie formy. Wszedłem w taki rytm, że codziennie muszę zrobić 15 kilometrów. Czasami chcę zrobić przerwę, bo wiem, że regeneracja jest potrzebna, ale nie potrafię. Najwyżej biegam wolniej – śmieje się pan Adam, który mimo że jest na emeryturze, nadal pracuje zawodowo. - Nie jestem już zainteresowany rywalizacją w biegach. Cieszę się, jak ukończę maraton w dobrej formie. To nie te czasy, bym bił rekordy...
Na ostatnim maratonie w Gdańsku, kilka tygodni temu, pan Adam przebiegł dystans 42 km i 195 metrów w czasie 3 godziny 44 minuty i 18 sekund...