Kasia dobrze nie pamięta, jak to było. Przyszła półprzytomna do swojej przyjaciółki, Zosi. Pamięta, że był wtedy słoneczny, sierpniowy piątek... Dzień wcześniej była na imprezie, a rano postanowiła skończyć z życiem. Tak po prostu. 30, może 40 tabletek nasennych, które wzięła mogły zabić słonia, gdyby nie to, że zaraz po ich połknięciu w jakimś oszałamiającym transie dowlokła się do Zosi, która natychmiast zadzwoniła po pogotowie. Dlaczego do niej poszła? Dziś trudno jest jej to oceniać, jednak Zosia uważa, że Kaśka chciała tylko krzyczeć o pomoc, tak naprawdę nie myślała o śmierci. Kasia mówi jednak, że naprawdę chciała umrzeć. Kiedy przyjaciółka odwiedziła ją w szpitalu, ta miała do niej ogromne pretensje o uratowanie. Płakała, jęczała.. „Po co mnie uratowałaś, dlaczego” – Zosia do dziś doskonale pamięta te słowa.
Dlaczego? Proste. Życie z ojcem pijakiem, nieodpowiedzialną matką, która znika na kilka dni i nikt nie wie, gdzie jest, z małym bratem-terrorystą nie jest łatwe. Można mieć dość. Już nie chciała dzwonić codziennie po policję, nie chciała kłótni, awantur, bijatyk. Nie chciała nocować u koleżanek, miała dość wiecznego proszenia o pomoc. Chciała pomóc tym wszystkim, którzy ją kochali... Wydawało się jej, że tak będzie łatwiej, że im ulży. Bez pracy, tylko z maturą ze złą przeszłością – to nienajlepszy start w dorosłość. Ma 23 lata, ale czasami wciąż czuje się jak małe dziecko. Nikt nie powiedział jej, jak powinno się żyć... Dziś, chociaż jest już zagranicą razem z chłopakiem, z którym planuje przyszłość, czasem myśli o śmierci. „Moje życie często wydaje mi się przegrane. Nie potrafię się cieszyć, nie potrafię się nie bać, nie umiem żyć normalnie.”
W czasie pobytu w szpitalu jeden raz przyszedł do niej psychiatra. Zapytał, dlaczego chciała się zabić, a potem stwierdził, że przecież można inaczej zwrócić na siebie uwagę niż udając, że chce się popełnić samobójstwo... Nigdy nie zapomni tej wizyty, te słowa zraniły ją tak mocno, że nie wyrzuci ich z pamięci.
Inaczej było z Moniką. Jedyne, co mogło wydawać się podobne, to fakt, że dzień wcześniej też była na prywatce. Dużo alkoholu, może jakaś trawa, tego dobrze nie pamięta.
„Ten cholerny alkohol... Często po wypiciu wpadam w doła. Ale i tak go nie unikam...” Wie tylko, że wróciła do domu, w którym spokojnie spali rodzice, zamknęła się w łazience i podcięła sobie żyły. Pytana, czemu akurat ten rodzaj śmierci wybrała, odpowiada, że czuła, iż tylko nad tym mogła panować. „Krew można zatamować. Jeśli wyskoczyłabym przez okno nic mnie już by nie uratowało... Poza tym, chciałam czuć, jak umieram i mieć kontrolę nad tym jak najdłużej. Żeby w razie czego móc przestać umierać...” Ale nie chciała przestać. Gdyby nie jej chłopak, który czuł, że z Moniką dzieje się coś złego i wpadł do mieszkania, dziś już dawno leżałaby na Dębicy...
Dlaczego chciała umrzeć? Nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Miała dość. Po prostu. Dziś leczy się na depresję i wydaje jej się, że jest dobrze. Ale czy tak naprawdę jest? To dlaczego w dobrze schowanej małej kosmetyczce trzyma kilka żyletek i zabiera je na każdy wyjazd? Jest piękną, młodą dziewczyną, jedną z najlepszych studentek na roku. Ma opiekuńczych rodziców, kochającego chłopaka, wielu przyjaciół. Życie jak z bajki. Więc dlaczego? Po co jej te okropne blizny na nadgarstkach?
„Jesteśmy cholernie słabym pokoleniem. Wychowani w cieplarnianych warunkach nie potrafimy radzić sobie z problemami. Każde niepowodzenie traktujemy jak koniec świata. Śmierć – cudowna wyzwolicielka. Dobra wróżka, która zdejmie z nas zły czar życia... Mami, kusi, pociąga. A my dajemy się nabrać na jej słowa. Chyba jesteśmy naiwni.” – mówi 23-letnia Maria, która połknęła tabletki nasenne w lutym tego roku. Zostawił ją chłopak. Nie kochała go, ale już dawno myślała o śmierci, a to był niezły pretekst. Tak bardzo pociągała ją śmierć, tak strasznie chciała odejść, pragnęła znaleźć lepszy świat. Myśli o sobie „Gruba, brzydka, głupia, beznadziejna”. Nie ważne są jej sukcesy, nie ważne studia, nie ważne grono przyjaciół, chłopak... Jest młoda, przed nią całe życie, ma świetny start, nie to co Kasia. A jednak ona także postanowiła pożegnać się z życiem.
„Tabletki ukradłam babci. Nie wiem co i ile wzięłam, nie pamiętam. Czy to ma jakieś znaczenie?” . Obudziła się rano. Na początku nie pamiętała, co się stało, potem przyszło zdumienie i wściekłość. Że żyje. Że się nie udało. I pewność, że powtórzy próbę, że spróbuje jeszcze raz. „Wiesz, jaka była moja ostatnia świadoma myśl? Że nie napisałam listu pożegnalnego... Cholerny list, wypadałoby coś takiego napisać, nie? Teraz mam gotowca. Zawsze może się przydać”... Maria chodzi na terapię do psychologa, długo brała tabletki antydepresyjne, które rzuciła, po, jak twierdzi, ma dość chemii, która g.. daje.
Takich jak one jest dużo więcej. Młode kobiety, które mają dość życia. Ilu się uda, ilu już się udało? Niedawno w Gdańsku 30-letnia dziewczyna pożegnała się z życiem... Niektórzy mówią, że to przez faceta... Czy bohaterki reportażu są już bezpieczne, a może spróbują jeszcze raz? Co takiego jest w naszych czasach, że samobójstwo dla wielu wydaje się być jedynym rozwiązaniem... A może tak było zawsze, tylko nie potrafiliśmy tego dostrzec?
Imiona bohaterek reportażu zostały zmienione
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter