- Odszedłem od nałogu, rzuciłem alkohol i narkotyki. Wszędzie szukałem pomocy, byłem odsyłany z miejsca na miejsce. Tutaj znalazłem się w tamtym roku. Przyszedłem do Beaty i Piotrka po pomoc – mówi pan Marcin, który mieszka w mini hostelu. - Nie mogłem wrócić tam, gdzie mieszkałem wcześniej. Wiem, że wtedy wróciłbym do tego, od czego odszedłem, czyli od alkoholu i narkotyków. Dzięki Bogu, że mogłem tutaj zamieszkać. Czuję się tutaj bezpiecznie.
Mini hostel przy ul. Jaszczurczego to kolejny etap działania elbląskiego stowarzyszenia Teen Challenge, które od kilku lat zajmuje się osobami bezdomnymi, uzależnionymi, z problemami. Pomaga im zmienić swoje życie na lepsze.
- Kiedy zaczęliśmy nasze działania okazało się, że potrzebne jest miejsce stałych spotkań dla grupy wsparcia. Kiedy osoby te zaczęły wyjeżdżać na leczenie, podejmowały się detoksykacji, zobaczyliśmy, że nie mają takiego bezpiecznego miejsca, w którym mogłyby przeczekać na leczenie w ośrodku. Po wyjściu ze szpitala wracały do tego samego środowiska, więc po raz kolejny upadały. Pomysł na mini hostel zrodził się zatem z potrzeby – tłumaczy Beata Grzeszczuk z Teen Challenge. - Wiele osób przebywa w ośrodkach, w ramach terapii otrzymują one 48 -godzinne przepustki. W momencie, gdy tu przyjeżdżają, nie mogą wracać do swoich domów, bo są one dotknięte patologią. Tam też są uzależnienia. Albo są to takie osoby, które nie utrzymują kontaktów z rodziną lub te relacje z nią są mocno zaburzone, w konsekwencji nie mają one swojego miejsca. Ten mini hostel ma być takim bezpiecznym miejscem dla nich.
Te dwa pokoje, w budynku dawnego hotelowca przy ul. Zw. Jaszczurczego, są również udostępniane tym, którzy mają za sobą terapię i leczenie, ale jeszcze nie stanęły całkowicie na nogach.
- Ten hostel to taki bezpieczny start. Zanim taka osoba zdobędzie pracę i zbierze środki na wynajem swojego pokoju, może zamieszkać tutaj na okres trzech miesięcy. Każdego traktujemy indywidualnie choć mamy regulamin nie podchodzimy do osób schematycznie, ale bardziej jednostkowo– opowiada Beata Grzeszczuk. - Obecnie mamy dwóch mieszkańców mini hostelu, każdy z nich mieszka w oddzielnym pokoju. Są tu dwa pokoje, mały aneks kuchenny, łazienka
z prysznicem oraz cztery miejsca noclegowe.
Za realizację pomysłu stowarzyszenie wzięło się jeszcze przed świętami, realizacja trwała kilka miesięcy. Jak zaznaczają udało się to dzięki wielu ludziom, którzy na różne sposoby zaangażowali się w tworzenie mini hostelu.
- Myśleliśmy o tym, jak to zrobić, skąd wziąć na to pieniądze, więc modliliśmy się o to. I to wszystko, co tutaj jest, mamy dzięki Bogu i ludziom dobrego serca, to naprawdę niesamowite. Jedna osoba opłaciła ekipę remontową na dziewięć dni. Dostaliśmy telewizory, farbę, wykładziny, nowe meble i pralkę oraz pieniądze na zakup tapczanów czy innych niezbędnych rzeczy takich jak mikrofalówka lodówka, odkurzacz – mówi Piotr Grzeszczuk, aktywnie działający Prezes stowarzyszenia. - Chodzi o to, żeby osoby, które borykały się z różnymi problemami i mieszkały w różnych miejscach, mogły się czuć godnie. Trwało to kilka miesięcy, bo chcieliśmy, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Jak podkreślali małżonkowie realizacja tego przedsięwzięcia nie byłaby możliwa bez Boga.
- On stawia na drodze dobrych ludzi – zapewniają.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter