O planach władz miasta związanych ze standaryzacją etatów pracowników niepedagogicznych w elbląskiej oświacie piszemy od kilku tygodni. Osoby pracujące jako woźne, sprzątaczki czy konserwatorzy obawiają się zwolnień lub redukcji etatów. - Będziemy mieli tyle samo pracy, ale za mniejsze pieniądze – uważają.
O tym, jakie ten temat budzi emocje w tej grupie zawodowej, można było się przekonać w środę wieczorem na bulwarze Zygmunta Augusta. Na spotkanie, zorganizowane przez radnego Bogusłąwa Tołwińskiego, przyszło ponad 60 osób.
- Otrzymałem wczoraj informację ze związków, że 88 i pół etatu jest szykowanych do obcięcia. Nie oznacza to oczywiście wprost 88 osób – podkreślał Bogusław Towłiński. - Do tej pory statystycznie na osobę sprzątającą przypadało 600 m kw. Tak jest w dokumencie z 2010 r. Nikt nie potrafi powiedzieć, skąd jest ten standard, kto go wymyślił, czy był uzgadniany. Teraz nagle okazuje się, że nie dosyć, że etaty chcą zmniejszyć o 0,25, to jeszcze sprzątana powierzchnia na osobę zwiększa się o 400 m kw. Moje pytanie brzmi: skąd to 1000 m – zastanawiał się Bogusław Tołwiński. Zaznaczył, że tę sprawę poruszy w czwartek, podczas spotkania komisji w Urzędzie Miejskim, która ma podjąć kwestię standaryzacji.
Według radnego zmiana etatów jest nieuczciwa, niezrozumiały jest też powód tej decyzji. Tołwiński argumentował, że nie dość, że przez standaryzację zwiększa się wyżej wspomniana powierzchnia przypadająca na pracownika, to kilkanaście osób straci pracę, a pozostali będą mieli mniejsze zarobki.
- To jest niedopuszczalne. Pozwoliłem sobie zadzwonić tu i ówdzie. W pięciu dużych miastach w okolicy samorząd sobie tego nie wyobraża. Na jakiej podstawie akurat w Elblągu to się dzieje? Nie rozumiem tego ani ja, ani zapewne państwo, że pod hasłem COVID-19 robi się coś takiego. Żaden samorząd, o którym ja wiem, tego nie robi – mówił Bogusław Tołwiński. - Standaryzacja mogłaby polegać na tym, że przyszłaby tu osoba, która chce to zrobić, najpierw porozmawiałaby z państwem, powiedziała: „ustalmy jak to można zrobić, jaki to ma sens? Co zrobić, jak zrobić, o ile zwiększyć, co zwiększyć, co dodać, co odjąć” – wymieniał radny. - Największy problem na razie jest taki, że nikt z wami nie rozmawiał. Niestety, ja na trzy moje prośby o spotkanie z pracownikami nie otrzymałem żadnej odpowiedzi – mówił. - Rozumiem, że jak będzie trzeba i pani dyrektor będzie chciała się spotkać, przyjdziecie na to spotkanie – pytał Tołwiński. - Jeżeli władze chcą wam to powiedzieć prosto w oczy, to niech powiedzą. Łatwo to jest zrobić zza pleców dyrektorów: „Tu mamy cięcie, proszę zwolnić, niech pan sobie robi, co chce” - mówił radny. - Jeżeli nic te nasze ruchy nie dadzą, proponuję zastanowić się nad protestem generalnym – mówił. - Musimy wyjść po prostu na ulicę i pokazać, że jesteście tutaj, ponieważ pojedynczo każdy z nas nie znaczy nic – dodał.
Głos nauczyciela
Podczas spotkania głos zabrał także Piotr Imiołczyk, nauczyciel z ZSZ nr 1. - Gwarantuję państwu, że nie reprezentuję żadnej partii politycznej, natomiast jestem związany z oświatą od 35 lat – zaznaczył. - To, co państwa dotknęło, głęboko mnie szokuje, jestem tym przerażony . Nie wyobrażam sobie, żeby w mojej szkole na jednym bądź dwóch korytarzach zamiast dwóch pań sprzątaczek pracowała jedna. Nie wyobrażam sobie też takiej sytuacji, żeby któraś z pań kucharek zajmowała się jednocześnie wydawką i zmywaniem talerzy. To jest po prostu fizycznie niemożliwe – mówił.
Według niego rządzący zrzucają odpowiedzialność za decyzje dotyczące etatów na pandemię koronawirusa. - W tym momencie, kiedy w każdym kraju europejskim zasada ekonomii jest bardzo prosta: „Skoro zbliża się kryzys, zwiększajmy etaty”, u nas się właśnie je skraca – mówił. - Państwo, moje szanowne koleżanki i koledzy, jesteście oświatą, tak samo jak ja. Nie tylko wam głęboko współczuję, ale uważam, że tak jak powiedział radny, powinniście zgromadzić się i zaprotestować, robić komitety. Powinniście powiedzieć „nie”. Jestem głęboko przekonany, że tak jak nas państwo wsparli nas parę miesięcy temu, wtedy, kiedy nauczyciele robili protest, my wesprzemy was – mówił. - Jeżeli będzie chęć z waszej strony, ja pójdę na każdy Belweder, nawet ten malutki w Elblągu – przekonywał. - Wasza krzywda to jest także i moja krzywda, i wszystkich nauczycieli – stwierdził, na co zebrani zareagowali oklaskami.
„Nauczyciele nas nie wsparli”
Radny Bogusław Tołwiński i Piotr Imiołczyk odnieśli się też do zarzutu, jaki wypłynął spośród uczestniczących w spotkaniu, że nauczyciele w pewnym momencie zostawili pracowników obsługi w ich wcześniejszych dążeniach do poprawy warunków pracy, choć oni sami stali za nauczycielami murem.
- Do pewnego momentu działali w naszej sprawie, a później nas zostawili. Pilnowali swojego interesu – mówiła jedna z pań. - Nie wiadomo, czy znowu nas nie zostawią – pytała.
- Co się wydarzy, to się wydarzy. Najlepszą obroną jest każda osoba, która tutaj jest. Wypowiadamy się w swoim imieniu, a kto będzie chciał i czuł, to się przyłączy do akcji - argumentował radny Tołwiński.
- Dziękuję pani za tę informację, wobec tego ja się zobowiązuję do jednej rzeczy – mówił Piotr Imiołczyk – Jeszcze dzisiaj napiszę prośbę do wszystkich nauczycieli, żeby wyrazili swoją negatywną opinię w sprawie tego, w jaki sposób postąpiono z oświatą, czyli z państwem. Te pismo roześlę do wszystkich szkół z informacją, że ma wpłynąć do prezydenta miasta z podpisami wszystkich nauczycieli, którzy będą chcieli – podkreślił.
Już po spotkaniu Piotr Imiołczyk zaznaczał, że trudno przewidzieć, ilu nauczycieli poprze postulaty pracowników obsługi. Podkreślił jednak, że dla niego ta sprawa ma duże znaczenie.
- Oświata jest jedna. Wszyscy pracownicy szkoły są takimi samymi pracownikami. Oświata nie może się obejść bez uczniów i nauczycieli – podkreślił i dodał, że szkoła nie może obejść się bez tych, którzy dbają o jej budynek. - Wyrażam głęboką wiarę w to, że nauczyciele się przyłączą do tego protestu i złożą pojedynczo lub grupowo swoje protesty bądź opinie skierowane do prezydenta miasta, by nie robił tego, co od 1 września doprowadzi szkoły nie tylko do brudu, ale też do niewolniczej pracy tych, którzy zostaną i którzy będą musieli pokryć nie tylko ileś metrów kwadratowych sprzątania, ale także będą pracować zbyt mocno fizycznie.
„Biorę szczotkę i wychodzę”
Pracownicy obsługi szkół podczas spotkania zaznaczali, że zmniejszenie etatów obciąży nauczycieli. Według nich ograniczy to możliwość wsparcia nauczycielskiej pracy. Zaznaczali, że mało kto chciałby się podejmować ich obowiązków, nawet przy dotychczasowym wynagrodzeniu. - To nie jest tylko sprzątanie – mówili.
Jedna z zabierających głos osób, pracownik szkoły od ponad 30 lat, podkreślała, że wbrew interpretacji władz standaryzacja to zmniejszenie wynagrodzeń.
- Mamy w szkole panią, która będzie teraz pracować na pół etatu, wysługi ma bardzo mało. W tej chwili ma 2600 zł, będzie 1300 zł brutto. Jak ta osoba ma przeżyć za 900 zł na rękę? – pytała. - Jeżeli zostanie 3,5 etatu na szkołę i nie daj Boże jedna czy dwie zachorują, to kto zostanie na całą szkołę, półtorej osoby?– pytała. - Ja mam najniższą krajową, pracuję od 40 lat. A praca jest ciężka – zaznaczała.
„Biorę szczotkę i wychodzę” - stwierdziła, odnosząc się do kwestii konieczności wykonania przewidzianej pracy w krótszym czasie i przy niższych zarobkach.
- Tak będzie wszędzie, tak powinno być od września. Wycieranie każdej klamki? Kto ma to robić? – pytała. - Kogoś nie ma, my za darmo pracujemy. Premie nam zabrali, układ zbiorowy zabrali, dodatki zabrali, za taką pensję ja mam orać za dwa etaty? W życiu. Do związków należę kupę lat. O wysługę 12 lat walczyliśmy. To teraz trzeba nam zabrać, bo nie mogą przeżyć, że dostaliśmy więcej – zastanawiała się.
- To, że tu jesteście, to jest dowód na to, że się przelało. Trzeba wykorzystać ten moment, bo inaczej te etaty nie wrócą. Wiecie, jak to jest. To nie jest tylko na czas na koronowirusa, one są po prostu zredukowane i już nigdy tego więcej nie będzie – twierdził radny Tołwiński.
- Ja proponuję, żebyśmy nie bali się dyrektorów – krzyknął ktoś z grupy zebranych.
- Dyrektorzy nie są stroną w tym momencie – odpowiedział radny argumentując, że oni dostają odgórne wytyczne. Ktoś przytaknął, na tyłach jednak dało się słyszeć: - Oni nas zastraszają na swój sposób.
Kończąc spotkanie radny Tołwiński zaznaczył, że pracownicy mają prawo wyjść ze swoim stanowiskiem wszędzie i mówić głośno o tym, co sądzą o zaistniałej sytuacji.
- Trzeba walczyć o swoje, o pieniądze – mówiła jedna z nich.
- Mamy najniższą krajową i jeszcze nam zniżają – dodała inna.
- Nic nie stracimy, możemy tylko zyskać.
- A pracy będzie dużo, dużo więcej.
- Od poniedziałku zaczynają się matury, my jesteśmy w szkole od dezynfekcji i od wszystkiego – przekonywała kolejna. Przedstawicielki obsługi szkół nie wierzą też, że przynajmniej częściowo w wykonywanych przez nie pracach mogłaby wyręczyć je firma, która miałaby sprzątać w szkole np. po zajęciach dodatkowych, takich jak spotkania klubów sportowych itp.
- Dla nas nie ma pieniędzy, a dla nich będą? Firma sprzątająca sobie więcej zażyczy.
- A my to musimy zrobić za półdarmo – mówiły.
Zaznaczały również, że szkoły są otwarte znacznie dłużej, niż trwają same lekcje.
Radny Bogusław Tołwiński w czasie całego spotkania niejednokrotnie podkreślał, że jego intencją jest doprowadzenie do rozmów między osobami decyzyjnymi a pracownikami szkół
- To jest informacja dla rządzących: zapraszam do stołu (rozmów – dop. red). Proszę nie rozmawiać z dyrektorami, którzy mają wykonać polecenie, tylko z pracownikami – zaznaczał. Zachęcał też zgromadzonych do uczestnictwa w ewentualnych kolejnych spotkaniach w tej sprawie i zapraszania na nie innych.