Czy sytuacja, jaka ma miejsce w Elblągu, jest zgodna z prawem?
Sądzę, że prawo nie zostało tu złamane, ponieważ prawo zabrania bycia jednocześnie urzędnikiem i radnym. Urzędnik, który został radnym na czas trwania kadencji ma prawo wziąć bezpłatny urlop i prawo gwarantuje mu to, że po zakończeniu kadencji będzie mógł wrócić. Wydaje się to słuszne, bo gdyby nie ten zapis, ludzie baliby się rzeczywiście poświęcić pracy społecznej w Radzie Miejskiej, bo po czterech latach, gdyby nie zostali wybrani na kolejną kadencję, mogliby nie znaleźć pracy.
Wobec urzędnika mieszkaniec, obywatel jest jednak "petentem", osobą słabszą, czasem bezbronną w kontaktach z przedstawicielami władzy.
Prawo nie zabrania urzędnikom brania bezpłatnego urlopu na czas kadencji. Pytanie jednak, czy nie jest to obchodzenie prawa. Ustawa zabrania jednocześnie bycia urzędnikiem i radnym. W pierwszej kadencji samorządu zdarzało się - i to dość często, że radni zatrudniali się w urzędzie, a urzędnicy zostawali radnymi. Ustawodawca wprowadzając przepis zakazujący łączenia funkcji wykonawczych z ustawodawczymi myślał o tym, by radni nie stawali się urzędnikami, a urzędnicy - radnymi.
Dlaczego?
Bo jeśli wykonuje się te funkcje jednocześnie, dochodzi do jawnego konfliktu interesów. Nie można jednocześnie siebie kontrolować i być kontrolowanym, bo Rada sprawuje przecież rodzaj kontroli nad urzędem - poprzez Zarząd Miejski. Jeśli urzędnik na czas kadencji wziął urlop, na pewno nie zaszło złamanie litery prawa, ale wydaje się, że to postępowanie jest obchodzeniem prawa, niezgodnym z duchem prawa.
Co władze miasta mogą zrobić w tej sprawie?
One nie miały wiele do zrobienia, musiały udzielić urlopu. Inna sprawa jednak, jaka organizacja, komitet wyborczy zechciał umieścić na swojej liście urzędników, a następnie, dlaczego my, obywatele wybraliśmy kogoś, kto jest urzędnikiem. To świadczyłoby o tym, że zarówno ten komitet wyborczy, jak i my, wyborcy mamy niewielkie pojęcie, czym jest konflikt interesów albo też nie bardzo interesujemy się życiem publicznym.
Czy uważa Pani, że potrzebne byłyby stosowne poprawki w ustawach samorządowych?
Myślę, że bardziej doprecyzować się nie da. To kwestia kultury stosowania prawa, no i naszego, obywateli wyczucia na to, co jest zgodne z poczuciem przyzwoitości i duchem prawa, a co jego naciąganiem. Życie jest bogatsze niż prawo i jeśli wprowadzi się przepis obostrzający, znajdą się tacy, którzy będą go chcieli obejść.
Trójka elbląskich radnych twierdzi, że w ich przypadku nie doszło do konfliktu interesów.
Mogę sobie wyobrazić sytuację, że ktoś jest urzędnikiem, postanawia być radnym i rezygnuje z pracy w urzędzie, ale sytuacja, kiedy bierze się tylko urlop, potem sprawdza, jak to jest być radnym i wraca do urzędu, w wyborcach powinna wzbudzić zastanowienie, czy ta osoba jest godna zaufania, czy takie kręcenie się: raz jestem tym, raz tym, czy to jest postawa, jakiej byśmy oczekiwali od naszych przedstawicieli. Poza prawem istnieje coś takiego jak dobry obyczaj, wiarygodność. Powiem szczerze: nie zagłosowałabym na taką osobę.
Zobacz także: "Etyka urzędnika"