"Mówi się inaczej, a inaczej w rzeczywistości jest"
Dziś (20 maja) zaczął się w Elblągu Tydzień Osób z Niepełnosprawnościami „Elbląg nadaje TON”. Tradycyjnie zainaugurował go kolorowy przemarsz sprzed Urzędu Miejskiego pod Ratusz Staromiejski. O programie na cały tydzień pisaliśmy już wcześniej.
Po raz drugi za współorganizację wydarzenia odpowiada samorząd, dlatego prezydent Michał Missan na tydzień przekazał klucz do miasta Elbląskiej Radzie Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych.
- Kochani, przez tydzień ten klucz jest nasz - mówi Barbara Gąsak, prezes ERKON. - Elbląg nadaje TON, chcemy tym marszem zaakcentować obecność osób z niepełnosprawnościami w naszej społeczności, więc otwórzmy tym kluczem bramy, które są zamknięte.
Marsz to przede wszystkim okazja do wysłuchania jego uczestników, by mogli powiedzieć, jak wygląda ich codzienność.
- Jestem osobą z niepełnosprawnością od urodzenia, przyszedłem tu na marsz, żeby powiedzieć, że państwo nie traktuje ludzi równo, nie ma równości - mówi zdecydowanie pan Mariusz. - Mówi się inaczej, a inaczej w rzeczywistości jest. Skandynawskie kraje lepiej sobie radzą, Polsce jeszcze do nich daleko. Chciałbym, żeby takie osoby jak ja mogły w Polsce normalnie pracować i żeby otrzymywały szacunek od innych ludzi.
O szacunku dla osób z niepełnosprawnościami wspomniało dziś wielu rodziców i opiekunów.
- Wspieram osoby z niepełnosprawnościami, sama jestem jedną z nich, bo mam niedosłuch, ale mam też syna z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu znacznym - przyznaje pani Monika. - Wydaje mi się, że wszyscy mamy takie same prawa, chciałabym, żeby inni ludzie nie traktowali osób z niepełnosprawnościami jak pasożytów albo ludzi zbędnych na tym świecie, tylko traktowali wszystkich równo. Chciałabym też, żeby w Elblągu było jak najwięcej specjalistów, nie tylko w placówkach edukacyjnych, ale też medycznych. Przydałby się na miejscu neurolog i możliwość zrobienia rezonansu magnetycznego pod znieczuleniem ogólnym.
Liczba oraz rodzaj potrzeb i problemów różni się w zależności od formy niepełnosprawności, z jaką osoba się zmaga.
- Jesteśmy częścią tej społeczności, więc udział w marszu bierzemy co rok i integrujemy się - przyznaje z uśmiechem pani Jolanta, która na marsz przyszła z dwunastoletnią córką chorą na dziecięce porażenie czterokończynowe, wodogłowie oraz padaczkę. - Chcemy też pokazać, że takie osoby jak Julka są wśród społeczeństwa, to dla mnie bardzo ważne. Jest sporo rzeczy, które w Elblągu mogłyby być lepsze, na przykład mogłoby być więcej podjazdów. Do wielu miejsc po prostu nie możemy się dostać ze względu na wózek. Czujemy się wykluczeni, bo nie możemy wejść i z czegoś skorzystać, czegoś zobaczyć czy zwiedzić. Duży problem mamy w parku Dolinka, jest tylko jedno wejście, którym możemy się do niego dostać, bo w pozostałych przypadkach uniemożliwiają nam to schody i brak podjazdu. Oprócz asystenta osoby z niepełnosprawnością, rodzice też potrzebują pomocy wytchnieniowej. Mało jest takich miejsc, które by ją oferowały, a zapotrzebowanie mamy ogromne. Miło by było, gdyby rodzice mogli od czasu do czasu sami spędzić czas i odpocząć.
"Pokazać miastu, ile nas jest"
O tym, jak ważne jest wytchnienie, bardzo dobrze wiedzą rodzice osób, które potrzebują opieki przez całą dobę. Należą do nich pani Izabela i Janina.
- Mam córeczkę Marię Magdalenę, która ma już trzydzieści cztery lata, należymy do stowarzyszenia PSONI przez praktycznie całe jej życie - przyznaje otwarcie pani Izabela, której córka choruje na wodogłowie i wadę rozwojową mózgu. - Chcemy pokazać miastu, ile nas jest, jak się wspieramy, jak się kochamy. To dla nas bardzo radosny dzień, będę się też starała uczestniczyć w innych atrakcjach na ten tydzień, to zależy trochę od pogody. Jeśli chodzi o opiekę nad córką, to ona jest całodobowa. W grę wchodzi toaleta, mycie, karmienie, rehabilitacja… Maria ma duży wózek, mamy trudności w poruszaniu się po mieście. Na szczęście mamy też dużą pomoc ze stowarzyszenia. Ja jestem od dawna pogodzona ze stanem córki. Maria jest bardzo pozytywna, kochana i wesoła, ale nie ukrywam, że przydałaby się nam taka wytchnieniówka. Chciałabym po tych trzydziestu czterech latach gdzieś pojechać z mężem i odpocząć. Czekamy na oddanie budynku na Lotniczej w dawnym Gimnazjum nr 7, podobno musi być zrobiony węzeł ciepłowniczy, którego koszt jest ogromny. To teraz nasz priorytet.
- Wychodzimy na ulicę, bo chcemy być widziani - dodaje koleżanka pani Izabeli, pani Janina, której córka Emila ma trzydzieści trzy lata i autyzm. - Jak nas widzą, to nas dostrzegają. To też świetna okazja do spotkania się i wymiany doświadczeń pomiędzy rodzicami. W swoim gronie czujemy się akceptowani. Przydałby się nam jakiś hymn, który moglibyśmy razem na takich marszach śpiewać, żeby mieszkańcy nas usłyszeli i wiedzieli, że my istniejemy.