O sprawie 40-letniego obecnie pana Wojciecha pisaliśmy w marcu ubiegłego roku, gdy okazało się, że Sąd Okręgowy w Elblągu prawomocnie uniewinnił mężczyznę, oskarżonego najpierw przez prokuraturę, a następnie skazanego w pierwszej instancji, w sprawie gwałtu na znajomej. Prokuratura złożyła jeszcze skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, ale i ta została odrzucona jako bezzasadna.
- Za każdym razem zeznawałem tak samo. Mówiłem, że jestem niewinny, ale nikt mi nie wierzył. Wyszło na moje. Udało mi poukładać życie po wyjściu z aresztu, wróciłem do pracy w budowlance, powoli spłacam zaległe alimenty na dzieci. Ponad rok czekałem na tę sprawę o zapłatę za niesłuszne aresztowanie. Chcę, by to wszystko się już skończyło – mówi dzisiaj pan Wojciech, który domaga się wypłaty od Skarbu Państwa 525 tys. złotych jako zadośćuczynienie za niesłuszne aresztowanie.
- Wysokość zadośćuczynienia będzie podlegać ocenie sądu. Jak wycenić 575 dni w areszcie przy takim zarzucie, potem skazaniu w pierwszej instancji, pobycie w areszcie z wujkami pokrzywdzonej, śmierci mamy pana Wojciecha. I to wszystko z przekonaniem, że jest się niewinnym i nie można tego wykazać, chociaż to organ państwa musi udowodnić, że jest się winnym. Nikt specjalnie w tej sprawie się nie starał. Nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją w swojej karierze – mówi Janusz Patralski, pełnomocnik pana Wojciecha
Dzisiaj przez Sądem Okręgowym na wniosek pana Wojciecha rozpoczął się proces w sprawie zadośćuczynienia za niesłuszne aresztowanie. Zarówno prokuratura jak i pełnomocnik prezesa Sądu Okręgowego w Elblągu (reprezentuje on w procesie Skarb Państwa) nie kwestionują prawa pana Wojciecha do otrzymania zadośćuczynienia, kwestią do ustalenia jest jego wysokość.
Sąd apelował do stron, by porozumiały się w tej kwestii, co ma nastąpić po dotarciu do sądu odpowiedzi na pytania, które prowadzący sprawę sędzia Marek Omelan wysłał do Aresztu Śledczego w Elblągu.
Sąd przesłuchał dzisiaj pana Wojciecha, dopytując m.in. o to, jak wyglądał jego pobyt w areszcie.
- Po tygodniu w areszcie już wszyscy wiedzieli, z jakiego paragrafu siedzę. Osadzeni krzyczeli do mnie po nazwisku, bym się powiesił, „je.. ku..”, że mnie zabiją... Byłem bity po brzuchu, nerkach, tak by nie było widać. Na przykład po drodze na spacerniak, gdzie nie było kamer. Pobili mnie w łaźni, wtedy straciłem ząb. W sumie pobito mnie ze 30 razy. Wyzwiska i lżenie było na porządku dziennym. Osadzeni, którzy wydawali jedzenie, zmniejszali mi racje żywnościowe, pluli mi do jedzenia. Administracja aresztu nie reagowała. Sytuacja pogorszyła się, gdy zapadł wyrok pierwszej instancji – opowiadał dzisiaj przed sądem pan Wojciech.
- Dlaczego nie zgłaszał Pan tego sądowi penitencjarnemu? Nie składał pan skarg do administracji aresztu? – dopytywał sąd.
- Wszystkie moje wnioski jeszcze zanim zostałem skazany prokuratura odrzucała. W areszcie straciłem nadzieję, że to coś da, więc nie zgłaszałem, nawet swojemu obrońcy. Sądziłem, że sobie poradzę – zeznawał pan Wojciech.
Sąd odroczył proces do 28 marca, czekając na odpowiedzi na swoje pytania z Aresztu Śledczego i dając stronom czas na rozmowy w sprawie wysokości zadośćuczynienia dla pana Wojciecha.
- Istnieje możliwość konsensualnego załatwienia tej sprawy, co bywało dobrą praktyką przez bardzo długi czas. Oczywiście konsensus, do którego strony dojdą, będzie mógł być możliwy do przyjęcia przez sąd – powiedział sędzia Marek Omelan.