„Sędziowie pod presją” to pełnometrażowy dokument autorstwa Iwony Harris i Kacpra Lisowskiego z Lollipop Films, pokazywany w wielu kinach w kraju i wyróżniony za granicą.
- Wcześniej realizowałam filmy fabularne, dla dzieci. Dokument wydawał się nie moją formą – przyznała Iwona Harris podczas spotkania z widzami w kinie Światowid. - Gdy w 2015 roku zaczęły wchodzić w naszym kraju te wszystkie zmiany, sprzeciwiałam się im, chodziłam na protesty, mając nadzieję, że rządzący usłyszą głos sprzeciwu. Początkowo nie myślałam, jako filmowiec, że jest możliwość zrobienia takiego filmu, bo wydawało mi się, że sędziowie są hermetyczną grupą zawodową. Ale spotkałam moją koleżankę Urszulę Żółtek, której nie widziałam od lat i nawet nie wiedziałam, że jest sędzią. Ona mi powiedziała, że skontaktuje mnie z Iustitią, zarządem, sędziami, że warto by było udokumentować sytuację, ich los. Pierwsze zdjęcia zaczęliśmy w sierpniu 2019 roku na festiwalu Poland's Rock. To miał być początkowo film pod hasłem „rok z sędziami”. Spędziliśmy z nimi więcej czasu, bo coraz ostrzej działo się w wymiarze sprawiedliwości.
W dyskusji z widzami po projekcji filmu wzięli udział zawieszeni od wielu miesięcy w orzekaniu sędziowie Igor Tuleya (jeden z bohaterów filmu) i Paweł Juszczyszyn. Na sali było też wielu prawników, również sędziów, w tym Maciej Rutkiewicz, pierwszy elbląski sędzia zawieszony przez nową Krajową Radę Sądownictwa za stosowanie prawa unijnego.
- To był błąd, że sędziowie wcześniej nie rozmawiali publicznie z obywatelami – przyznał Igor Tuleya. - To zaczęło się zmieniać około 2015 roku i mam wrażenie, że pierwszym sędzią, który był otwarty do wystąpień publicznych i rozmów z obywatelami, był prof. Rzepliński. To jest dobra idea, by sędziowie byli z obywatelami, by nie zamykali się na sali sądowej, ale wychodzi do obywateli nie po to, by ich pouczać, ale by próbować nawiązać dialog. Wypowiadając się publicznie, mówimy o konstytucji, praworządności, prawach obywateli. Staramy się nie poruszać tematów politycznych.
- To nie było tak, że odcinaliśmy się od społeczeństwa. Tak nas po prostu przygotowywano do tego zawodu, już na studiach, aplikacjach, że sędzia powinien się wypowiadać tylko w orzeczeniach i uzasadnieniach do orzeczeń. Miało to jakieś uzasadnienie, bo taka postawa miała gwarantować, że państwo będzie nas postrzegać jako osoby bezstronne – ripsotował Paweł Juszczyszyn, przyznając, że obecna sytuacja wymaga zmiany modelu sędziego na obywatelskiego.
Podczas dyskusji z sali padły głosy, że „Sędziowie pod presją” to film propagandowy, tendencyjny, pokazujący tylko jedną stronę. Że nie ma w nim mowy o osobach pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości. Bohaterowie i autorka filmu odnieśli się do tych zarzutów.
- Oczywiście nie sądzimy, że wymiar sprawiedliwości działa w Polsce świetnie. Chodzi o to, że jego problemów, np. przewlekłości postępowania, się nie rozwiązuje, tylko się je pogłębia – mówił Paweł Juszczyszyn. - Dociera do mnie wiele głosów od ludzi, którzy piszą do mnie w mediach społecznościowych, że zostali skrzywdzeni wyrokami sądów, ale nie chcą, by sędziowie byli zależni od polityków.
- W tym filmie bardzo mnie poruszają pierwsze sceny, w których młodzi ludzie definiują, czym jest dla nich prawo. Na koniec mówią o tym sędziowie, to taka klamra. I obywatele, i sędziowie mówią tu jednym głosem. Można sobie zadać pytanie, czy obywatele stali się bardziej wyedukowani. Ale też postawić tezę, że sędziowie nie skupiają się tylko na literze prawa, ale także na jego duchu – stwierdził Igor Tuleya.
- Ten film ma wywoływać emocje, na tym polega sztuka filmowa. Nie robiliśmy filmu propagandowego, bardzo tego pilnowaliśmy. I mimo że jest on subiektywny, to wydaje mi się, że nie hejtujemy tej drugiej strony – odpowiadała na zarzuty Iwona Harris. - Robiliśmy go po to, by pokazać, jak to widzimy, jak czujemy, co chcemy przekazać widzom. Nie ma innego filmu o tych dzielnych ludziach, żadna ekipa tego nie zrobiła i to mnie dziwi – powiedziała, dodając, że w mediach publicznych jest wiele programów, które mówią o osobach pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości.
Sędziowie przyznali, że cała obecna sytuacja w wymiarze sprawiedliwości ma jeden plus. - Obywatele zaczęli się interesować prawem, wiedzą o nim coraz więcej. Kto ileś lat temu słyszał o czymś takim jak TSUE, Trybunał Konstytucyjny czy Europejski Trybunał Praw Człowieka? – pytał retorycznie Igor Tuleya.
- Jeśli stracimy niezależne sądy, a o to walczymy, to stracimy trójpodział władzy. Będziemy mieli wówczas do czynienia z autorytaryzmem, my wszyscy. Obywatele nie będą w żaden sposób chronieni przez arogancją i butą władzy – przestrzegał Paweł Juszczyszyn.