15 września grupa pasjonatów meteorologii zaobserwowała na mapach meteorologicznych zakłócenia radarowe na polskich wodach Bałtyku. Anomalie w odczycie sygnału zdarzają się często i nie są dla badaczy pogody niczym szczególnym, ale te wyróżniały się regularnością kształtu.
- Takiego zaburzenia żaden z nas nie pamięta. Zdziwienie budziła przede wszystkim jego forma - zwielokrotnionych ósemek - mówi Krzysztof Sławiński, który obserwację opisał na blogu Meteomodel.pl.
Zjawisko pojawiło się ok. godz. 14.30 na wysokości granicy rosyjsko-litewskiej, a ostatnie zakłócenia radary wykazały o godz. 23 w okolicy Krynicy Morskiej. Na skanach map widać wyraźne "plamę" o polu kilkudziesięciu kilometrów, która przez osiem godzin przesuwała się w stronę lądu na terytorium Polski. Ok. godz. 19 rozrzedzona chmura dotarła do Mierzei Wiślanej.
Meteorolodzy amatorzy podjęli się analizy zjawiska i doszli do wniosku, że zakłócenia mogą wskazywać na użycie w pobliżu granicy polsko-rosyjskiej wojskowych zagłuszaczy radarów (tzw. chaffów), czyli metalizowanych dipoli - np. pasków aluminiowych, drobnych włókien szklanych bądź tworzyw sztucznych powleczonych metalem, które mogą imitować grupę celów i zakłócać odczyty z radarów.
(...)
O szkodliwości chmury dipoli niejednokrotnie dyskutowano w Stanach Zjednoczonych, gdzie były one wystrzeliwane na terytorium wodnym. Wówczas tylko oficjalnie informowano o braku szkodliwości dipoli, choć żadnych badań nie przedstawiono. Osobiście uważam, że o ile szkodliwość tego materiału jest znikoma daleko w morzu, o tyle już na lądzie, terenie zabudowanym, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Jestem przekonany, że ma zły wpływ na zdrowie ludzi i zwierząt - mówi kmdr por. rez. Maksymilian Dura z portalu Defence24.pl.
Zdaniem Dury działanie Rosjan było "wypadkiem przy pracy" i nie wystrzelili chmury celowo, by znalazła się ona na terytorium Polski.
Cały tekst
: trojmiasto.wyborcza.pl