W ubiegłym tygodniu pewna stacja telewizyjna w jednym ze swoich programów informacyjnych poinformowała o planowanym w projekcie wydłużeniu okresów urlopów wypoczynkowych. Obecny wymiar urlopu wynosi w myśl art. 154§1 Kp (Kodeks Pracy) 20 dni, jeżeli pracownik jest zatrudniony krócej niż 10 lat, i 26 dni w przypadku pracownika zatrudnionego przez lat 10 i więcej. W nowym kodeksie miałoby to być odpowiednio 28 i 36 dni. Wydaje się piękne prawda? Nie zachłystujmy się jednak zbytnio.
Otóż obecnie urlop udzielany jest tylko na dni pracy pracownika. Odpowiedni przepis w projekcie przewiduje natomiast, że do wymiaru urlopu nie wlicza się tylko dni ustawowo wolnych od pracy, a więc niedziel i świąt. O co tu chodzi? Ano, o soboty. Krótko mówiąc, osobom mającym pięciodniowy tydzień pracy soboty zostałyby wliczone do wymiaru urlopu. A więc proponowane wydłużenie byłoby krótsze o liczbę sobót, jaka przypada, po odjęciu niedziel, na 36 lub 28 dni kalendarzowych, czyli odpowiednio 6 i 5.
W tym miejscu myślisz pewnie, Czytelniku, że jesteś sprytny i podzielisz sobie urlop na odcinki pięciodniowe, od poniedziałku do piątku i wykorzystasz cały „bonus”. Nic z tego, nowy kodeks przewiduje, że w razie udzielania urlopu w częściach powinny one obejmować proporcjonalnie dni pracy i dni wolne wynikające z pięciodniowego tygodnia pracy. Może się więc okazać, że zamiast zyskać, stracisz.
I na koniec coś dla absolwentów szkół. Obecnie do okresu pracy, od którego zależy wymiar urlopu, wlicza się okres nauki w każdej szkole ponadgimnazjalnej, który w zależności od rodzaju szkoły wynosi od trzech do ośmiu lat. W projekcie przewiduje się natomiast pozostawienie tego dobrodziejstwa tylko dla osób mających ukończone studia wyższe. Okres nauki wliczony do okresu czasu pracy ma tu odpowiadać przewidzianemu programem studiów okresowi ich trwania i nie może być dłuższy niż pięć lat (teraz jest osiem).
No cóż, cześć pracy.
Marcin Wróbel – CPF Krislex
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter