Wymiary studenckiej humanistyki

13.05.2010
Wymiary studenckiej humanistyki
Fot. Anna Dembińska.
Chcielibyśmy zintegrować społeczność elbląskich studentów oraz żaków z regionu, a także pokazać, że studenci też mają zainteresowania naukowe, którymi chcą się podzielić z innymi – powiedziała dr Aneta Lica, opiekun Koła Naukowego Humanitas organizującego wczorajszą (12 maja) konferencję pod hasłem „Integralia – Wymiary studenckiej humanistyki”.
Rekordowa frekwencja
   
Na studencką konferencję 19 prelegentów przygotowało 15-minutowe wystąpienia o różnorodnej tematyce, począwszy od „Stuhro-holizmu”, obrazu gangstera, pól semantycznych zapachu w „Pachnidle” Patricka Suskinda, a skończywszy problemie agresji w szkole. – Zgłosiła się rekordowa liczba uczestników, jeżeli chodzi o naszą konferencję, dlatego musieliśmy zaplanować konferencję w dwóch sekcjach i salach, żeby uniknąć dwudniowych obrad – podsumowała Aneta Lica.
   Wśród prelegentów znalazło się dwóch tegorocznych maturzystów, którzy przygotowali wystąpienia na bazie swoich prezentacji maturalnych. – Prezentacje były na tyle dobre i ciekawe, że zdecydowaliśmy się je pokazać szerszej publiczności – powiedziała dr Aneta Lica. – To są uczestnicy konkursu krasomówczego, który odbył się na naszej uczelni miesiąc temu, i uczestnictwo w tej konferencji było też swego rodzaju nagrodą i takim przyczynkiem do dalszego rozwoju naukowego – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
   
   Stuhro-holizm niewyleczalny
   
Wśród uczestniczek konferencji znalazła się Katarzyna Kosztowna, studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim, znana „Stuhro-holiczka”, która wie dosłownie wszystko na temat Macieja Stuhra, co zostało utrwalone w pracy licencjackiej i kontynuowane w pracy magisterskiej, tyle, że z zupełnie innej perspektywy.
   – Chciałam podzielić się swoją wiedzą i… „Stuhro-holizmem” moim nieuleczalnym, aczkolwiek nie wiem, czy to jest zaraźliwe, bo jak na razie jeszcze nikogo nie udało mi się zarazić – powiedziała z uśmiechem studentka.
   Tematyka jej referatu oscylowała oczywiście wokół Macieja Stuhra, a dokładnie rzecz biorąc, brzmiała: „Moje spotkania z Maćkiem S. Aktor czy showman?”
   – Temat mojego wystąpienia pokrywa się z tematem pracy licencjackiej. Pisząc pracę dyplomową, starałam się na silę udowodnić, że on jest aktorem, a nie showmanem. Dopiero z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że to nie o to przecież chodziło – tylko o poszukiwanie prawdy. Natomiast magisterka będzie zupełnie inna, bo skupię się w niej na rozwoju kariery filmowej i to znowuż było w tym referacie – przegląd filmów, spektakli teatralnych, które są mniej znane szerszej publiczności, a powiedziałabym, że są bardziej ambitne, niszowe – opowiada Kasia Kosztowna.
   Zastanawiający jest fakt, jak osoba potrafiąca opowiadać o Maćku S. godzinami, „wyrobiła” się z czasem, wygłaszając 15-minutowy referat… – Z czasem było naprawdę krucho, bo sam referat, kiedy go napisałam, miał 19 stron, więc to od razu go dyskwalifikowało na 15 minut, nie wspominając już o prezentacji multimedialnej. Czas jest strasznie okrojony, odniosłam wrażenie, że o połowie rzeczy nie powiedziałam – wspomina studentka. – Ale kiedy stanęłam przed mikrofonem, to poczułam się w swoim żywiole. Podobało mi się, że miałam kontakt z publicznością. Na samym początku zapytałam, czy, patrząc na tematy referatów, ktoś się zastanawiał, który to jest Maciek S. Wtedy ktoś krzyknął z widowni, że to jest Maciek z „Klanu”. Nie, ale też aktor, odpowiedziałam. Całkiem fajnie się zaczęło. Myślę, że i nieźle się skończyło – podzieliła się wrażeniami z wystąpienia studentka.
   
   Szkolne getto oczami rodzica
   
Kolejne ciekawe wystąpienie dotyczyło jakże aktualnego problemu agresji w szkole podstawowej, ukazane dla odmiany z perspektywy rodzica. Na podstawie osobistych doświadczeń Barbara Kosiacka przygotowała referat, wywołujący poruszenie wśród publiczności, a także stanowiący pole do dyskusji.
   – Referat powstał na podstawie przykrych doświadczeń, jakie dotknęło moje dziecko – wyznała studentka I roku filologii angielskiej PWSZ w Elblągu. – Mój syn został tak dotkliwie pobity, że miał wykonaną obdukcję i założyliśmy sprawę w sądzie. Zażyczyłam sobie, żeby w szkole została przeprowadzona anonimowa ankieta wśród uczniów na temat przemocy, do której miałam dostęp – opowiada Barbara Kosiacka.
   Obiektywizm nakazuje, żeby pokazać drugą stronę sporu, w związku z czym studentka przeprowadziła drugą ankietę, tym razem wśród nauczycieli, na temat zauważalności tych dzieci, które są ofiarami przemocy.
   – Z badania wynika, że 80 proc. nauczycieli jest w stanie zauważyć, że dziecko odstaje od grupy – podkreśla studentka. – Stąd wniosek, że jeżeli nauczyciele nie będą się bali stanowczo reagować na najmniejszy przejaw agresji wobec jakiegokolwiek dziecka, to z czasem skala problemu zmniejszy się. Nie chodzi o to, aby wyciągać z tego nie wiadomo jakie konsekwencje, tylko zdusić przemoc w zarodku. Ważna jest również komunikacja między nauczycielami i rodzicami na rozsądnym poziomie – podkreśla studentka.
   Zakończenie sprawy było łatwe do przewidzenia. – W szkole sprawa została zatuszowana. Czekamy w tej chwili na sprawę w sądzie. Dwaj uczniowie, którzy byli sprawcami pobicia, są objęci pomocą psychologa i pedagoga, tak jak mówiłam w referacie. Jeden z chłopców jest pod nadzorem kuratorskim. A szkoła sama w sobie nie może zrobić nic więcej, dlatego zależało im, żeby to nie wyszło za mury szkoły. Dlatego musieliśmy przenieść dzieci do innej szkoły – przedstawia finał sprawy Pani Barbara Kosiacka.
   W życiu współczesnej szkoły narasta poczucie bezradności wobec agresji i przemocy. Według pani Barbary, jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest zbyt elastyczna rejonizacja, która powoduje, że rodzice przenoszą zdolne dzieci do najlepszych szkół w rankingach, a w szkole wyznaczonej odgórnie pozostają uczniowie, którzy nie chcą się uczyć czy też tacy, którzy mają kuratorów.
   – Kiedyś była dosyć twarda rejonizacja – nie można było zmienić szkoły. Aktualnie jest rejonizacja, ale nie jest sztywna. Jeżeli rodzice chcą przenieść dziecko, które w miarę dobrze się uczy i ma dobre zachowanie, do innej szkoły, to nie ma problemu. W efekcie jest tak, że w szkole rejonowej, do której należałyby moje dzieci, zbierają się tylko najgorsi uczniowie z sześciu różnych szkół podstawowych. W tym momencie mamy getto – to jest zwykła segregacja. To jest szkoła, w której dzieci rządzą. Nie dyrektor, nie nauczyciele – tam rządzą dzieci i to jest straszne, bo przy normalnej rejonizacji, kiedy mamy zrzut z pewnego okręgu miasta, mamy pełen przekrój społeczny – wyjaśnia istotę problemu studentka.
   [fotor]
   Konferencja od kuchni
   
Warto dodać, że przygotowania do konferencji zaczynają się 4-5 miesięcy wcześniej. – Zimą wysyłamy zaproszenia na konferencję zaprzyjaźnionym szkołom i nauczycielom. Czekamy parę miesięcy i w momencie, kiedy zaczynają napływać zgłoszenia, myślimy o programie. Najbardziej intensywna praca jest na dwa tygodnie przed konferencją, kiedy musimy przygotować program, zawiadomić wszystkich uczestników, zadbać o całe zaplecze techniczne, socjalne, także intensywna praca teraz – opowiadała dr Aneta Lica.
   Następna taka konferencja za rok.
   
   
Agnieszka Jasionowska

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter