Dylematy polskiego szkolnictwa

4
16.06.2004
Dylematy polskiego szkolnictwa
Polskie szkolnictwo wyższe przeżywa obecnie swoisty dylemat, mianowicie z jednej strony uczelnie mają poczucie „misji cywilizacyjnej”, tego że ich celem jest wykonywanie zadań natury społecznej, kulturowej, z drugiej natomiast często traktują edukację jedynie jako grę rynkową (podaż - popyt).
Nie jest możliwe absolutne odrzucenie żadnego z tych punktów widzenia. Uczelnie wykonując zadania ogólnospołeczne działają przecież w jakimś otoczeniu (obecnie silnie rynkowym) i powinny wsłuchiwać się w jego potrzeby. W Polsce istnieje słaby związek między potrzebami dzisiejszego i jutrzejszego rynku pracy a ofertą szkół wyższych. Znaczna część absolwentów ma coraz większe problemy ze znalezieniem pracy zgodnej z ukończonym kierunkiem studiów. Na dużą skalę uczelnie kształcą na potrzeby rynku pracy, którego nie ma, marnując przy tym zapał i talenty młodych ludzi oraz - co równie ważne - nasze podatki. Ponad 164 tys. osób kształciło się w ubiegłym roku akademickim w grupie kierunków pedagogicznych i kształcenia nauczycieli. Tymczasem w 2006 roku w porównaniu do 1998 roku liczba dzieci i młodzieży będzie mniejsza o 1,6 mln osób tj. o 21 proc. Aż 260 tys. osób kształciło się w poprzednim roku akademickim na kierunku zarządzanie i marketing, natomiast absolwenci tego kierunku mają coraz większe problemy ze znalezieniem pracy. Tylko ok. 51 tys. osób kształci się na kierunkach związanych z szeroko pojętą informatyką (są to: informatyka, informatyka i ekonometria). Tymczasem zapotrzebowanie na absolwentów tych kierunków jest manifestowane w Polsce, Unii Europejskiej i na całym świecie. Aż 56 proc. studentów kształci się w trybie innym niż studia dzienne. Nie byłby to problem, jeśli polskie uczelnie byłyby w stanie oferować studia w systemie „distance learning”, w którym wymagana jest znaczna aktywność studenta i możliwa również bardzo dobra kontrola postępów wyników w nauce. Jest jednak tak, że studia zaoczne to tylko 40 – 60 proc. wymiaru godzin studiów dziennych i niestety w większości uczelni student zaoczny traktowany jest jak student „drugiego garnituru”. Olbrzymia liczba osób w grupach wykładowych i ćwiczeniowych (często te drugie bardziej przypominają te pierwsze), mała częstotliwość spotkań z wykładowcami, małe, nie przystosowane do wykładów dla dużych grup sale – to tylko niektóre elementy wpływające na jakość kształcenia. A przecież jaki student, taki absolwent. Podkreślić jednak należy, że problemem nie są sami studenci zaoczni, którzy raczej są dobrodziejstwem dla struktury rynku pracy i często swoim poziomem i stopniem zaangażowania przewyższają studentów dziennych.
RN

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem...

Wydaje mi się, że... coś z tym zdjęciem jest nie tak :-) LOL!
(2004.06.16)

info

0  
  0
moze skoro mowa o dylematach polskiego szkolnictwa wyzszego to to zdjecie nawiazuje do jednej z elblaskich "sorbon " przedstawiajac elblaskie studentki zarzadzania na juwenaljach :)))
holmes (2004.06.17)

info

0  
  0
Szkoda, ze uczelnie, zamiast przezywac dylematy, nie skupia sie na tym co jest ich zadaniem: przygotowaniem nowej generacji profesjonalistow, ktorzy beda kierowac Polska na poczatku XXI wieku.
zmartwiony (2004.07.01)

info

0  
  0
autor nie wie o co mu chodzi
abojawiem? (2004.07.01)

info

0  
  0