Kuba Sienkiewicz, lekarz neurolog i znany muzyk, w rozmowie z Mirosławem Pęczakiem podczas spotkania w Bibliotece Elbląskiej poruszył wiele wątków związanych z losami polskiej kultury po pandemii. Zwracał uwagę, jak ważne — szczególnie w obecnych czasach - jest konsumowanie kultury na żywo (najciekawsze wypowiedzi prezentujemy poniżej). I zagrał, oczywiście również na żywo, koncert” Z Polityką na Ty”, w którym towarzyszył mu Łukasz Dąbrowski.
O skutkach pandemii w kulturze
Kultura po pandemii niewątpliwie się zmieniło. Po pierwsze wśród jej ofiar, tak zwanych nadmiarowych zgonów, byli również twórcy kultury, jak na przykład prof. Marcin Błażewicz, którego pogotowie nie chciało zabrać do szpitala i kilka godzin później nie żył. Takie historie każdy ma pewnie w rodzinie czy w kręgu znajomych.
Po drugie, upowszechniła się konsumpcja kultury z domu. Serwisy cyfrowe nabrały znaczenia, co zagraża nam słuchaczom pewnym rozleniwieniem. Ja też się pod tym względem rozleniwiłem, na szczęście moja partnerka wyciąga mnie za szyję z domu.
Ze względu na wymuszoną przez pandemiczną przerwę pewne imprezy straciły swoją renomę i pozycję, chociażby Festiwal Bluesowy w Suwałkach, do którego nie powróciły już gwiazdy wielkiego formatu, jak to było przed pandemią. Do dzisiaj się nie odbudowali. Powinniśmy dbać o to, by modę na żywą kulturę podtrzymywać, promować ją w mediach. Dzisiaj Państwo wypełniliście tę salę po brzegi, za co jestem wdzięczny. Widocznie tego typu zdarzenia mają tutaj wielką tradycję.
O nowej płycie i jej tytule „Pani Bóg”
Tytuł wpisuje się oczywiście w publiczną dyskusję o podmiotowości kobiet, natomiast sama piosenka jest trochę o czym innym. Wyobraziłem sobie taką hybrydę Pani i Pana Boga, która krąży po świecie, nie może wrócić do nieba i trzeba ją przygarnąć do domu. Taka wizja fantastyczna.
Płyty, które wydaję, to programy literacko-muzyczne, w których występują formy i frazy bluesowe, ale one są jedynie środkami muzycznymi. Niemniej jednak niektóre algorytmy streamingowe już przy pierwszym singlu z tej płyty, czyli z piosenką „Piękne dni” zakwalifikowały ten program jako blues. W niektórych wywiadach zażartowałem więc, że debiutuję jako artysta bluesowy i oczekuję zaproszenia na liczące się sceny bluesowe w kraje. Okazuje się, że niektórzy ten żart wzięli serio i już trwają rozmowy na temat mojego udziału. Niewykluczone więc, że mają Państwo przed sobą nowego artystę bluesowego.
Co było pierwsze – zamiłowanie do medycyny czy muzyki?
Wydaje mi się, że pierwsze było muzykowanie. Byłem narażony na muzykę od lat dziecięcych, w domu było trochę płyt... Pierwszą, która wywarła na mnie głębokie wrażenie, była płyta Kazimierza Grześkowiaka „Chłop żywemu nie przepuści”. Słucham tego do tej pory. Miałem niezwykłe szczęście w 1997 roku poznać osobiście Kazimierza Grześkowiaka i mu powiedzieć, że od 6. roku życia słucham jego płyty. Spotkaliśmy się we Wrocławiu, na tej samej gali otrzymaliśmy nagrodę im. Andrzeja Waligórskiego. Już w kuluarach długo rozmawialiśmy.
Muzykowanie było silne. Jak słuchałem śpiewających autorów np. Dylana czy naszych bardów drugiego obiegu jak Kleyff, Kaczmarski, Garczarek, to w pewnym momencie pojawiła się chęć, by samemu pisać takie piosenki zaangażowane, protest-songi. W 1981 roku podczas strajków okupacyjnych na Akademii Medycznej miałem okazję przedstawić piosenki przeze mnie wcześniej napisane, w bardzo przyjaznych warunkach, ponieważ ta publiczność wyczekiwała, że coś się wydarzy. Doszło do tego, że moje piosenki ponagrywane na dziko przez różne osoby były spontaniczne kopiowane i zacząłem grać w takim skromnym drugim obiegu po mieszkaniach czy parafiach, zanim jeszcze powstały Elektryczne Gitary.
Z muzykowaniem swojej przyszłości jednak nie wiązałem. Chciałem mieć zawód, poszedłem na medycynę, zacząłem pracę zrobiłem specjalizację, doktorat i dopiero wtedy powstały Elektryczne Gitary.
Dlaczego poszedłem na medycynę? Chciałem uniknąć wojska. A najłatwiej przynajmniej dla mnie, było dostać się na medycynę, bo te same przedmioty, które miałem na maturze, mogłem zdawać na egzaminie wstępnym: biologia, chemia, fizyka. Wychodziła z tego tylko medycyna. Dostałem się i jakoś poszło.
Mieliśmy jedynie wojskowe szkolenie podczas studiów, po studiach też obowiązkowy obóz wojskowy...