Z niemieckim artystą rozmawiamy w gospodarstwie agroturystycznym Vitalis w Zastawnie w gminie Młynary, w towarzystwie właściciela tego miejsca Tadeusza Kawy. Właśnie przy kawie Jacques Tilly opowiada o początkach swojej twórczości, historycznych związkach z naszym regionem i konsekwencjach swojej pracy.
Rafał Gruchalski: - Co Pana sprowadza do naszego regionu, w to miejsce w Zastawnie?
Jacques Tilly: - Tadeusz Kawa (śmiech). Jestem tutaj drugi raz, to piękne miejsce. Poznaliśmy się z Tadeuszem, gdy on działał w opozycji za rządów PiS.
Tadeusz Kawa dopowiada: - Poznaliśmy się w 2017 roku, gdy jako Komitet Obrony Demokracji przejęliśmy taką figurę autorstwa Jacques’a. To był taki liść demokracji jedzony przez robaki, które miały twarze polityków PiS. Pracę wypożyczyły dziewczyny z Łodzi od Czechów, jeździliśmy z nią po Polsce. Cała nasza grupa bardzo chciała skontaktować się z Jacques’iem. A że znam niemiecki, to moją rolą było nawiązać kontakt. Tak się poznaliśmy i polubiliśmy. Jacques przyjechał właśnie do nas na moje zaproszenie, razem ze swoją żoną, która jest scenarzystką.
Jacques Tilly: - Drugim powodem moich wizyt tutaj jest historia mojej rodziny. Rodzina ze strony matki pochodzi z byłych Prus Wschodnich, pradziadek był pastorem w Sorkwitach w latach 1910-33, a babcia pochodzi z Lidzbarka Warmińskiego. Podobnie jak rodzina Ricardy (żony artysty – red.), której tata pochodzi z Braniewa.
Bardzo dużo studiowałem w ostatnim czasie historię rodziny, tych ziem. Zrobiłem m.in wywiad z moją babcią, gdy jeszcze żyła – zarówno w wersji filmowej jak i spisanej - o jej wspomnieniach, także z ucieczki przed Armią Czerwoną. Mam teraz czas, by ten region zobaczyć na własne oczy, odwiedzić miejsca związane z historią mojej rodziny.
- Pana rzeźby o politycznej tematyce, które pokazuje Pan co roku na słynnej paradzie w Dusseldorfie, odbywającej się w tak zwany RosenMontag, czyli ostatni dzień karnawału, przyniosły Panu sławę w Europie i na świecie. Jak to się stało, że Pan zaangażował się w to przedsięwzięcie? Jaki był początek?
- Miałem wtedy 20 lat, to był 1983 rok. Pomagałem przy organizacji parady, by mieć fundusze na sfinansowanie swoich studiów. Bardzo mi się spodobała ta mieszanka satyryczno-polityczna. To była moja pierwsza praca, wykonywany zawód i tak się do niego przykleiłem i kleję dalej (śmiech). Ja jestem konserwatystą w życiu, od 35 lat jestem związany z Ricardą, mamy dwóch synów, ale jeśli chodzi o poglądy polityczne, to one ciągle ewoluują. Mieszkam cały czas w domu, w którym się urodziłem, w Dusseldorfie. Licząc moje dzieci, to już czwarte pokolenie tam mieszka.
- Widać, że Pana rzeźby wymagają sporo pracy. Jak długo je Pan przygotowuje? Co Pana inspiruje?
- Moim głównym przedsięwzięciem jest przygotowania rzeźb na platformy na paradę w RosenMontag. Mam dużą halę, w której to przygotowuję z ośmioosobowym zespołem przez cały rok, nie tylko figury karnawałowe na zamówienie organizatorów parady, ale też wykonujemy różne prace na zamówienia miast, organizacji, instytucji. Zlecenia są różne, ale idea, co mają przedstawiać prace związane z polityką, pochodzi ode mnie. Nie ma cenzury, to wspaniałe. Krytykuję w swoich pracach skrajną prawicę, różnego rodzaju totalitaryzmy, fundamentalizm religijny – islamski, katolicki i każdy inny. Oczywiście są na mnie za to bardzo źli, grożą mi.
Rzeźba na paradę w 2024 roku (fot. Jacques Tilly)
- Czego Pan doświadczył?
- Otrzymuję wiele listów, maili z groźbami, wyzwiskami. Wiele nienawistnych komentarzy w mediach społecznościowych. W tym roku szczególnie się nasiliły po pokazaniu moich prac dotyczących ostatniego ataku terrorystycznego Hamasu. Groźby były na tyle poważne, że poprosiliśmy policję o pomoc.
- Były takie sytuacje, w których czuł się Pan fizycznie zagrożony?
- W 2005 roku było wielkie spotkanie w Kolonii z nowym papieżem Benedyktem XVI. Przyjechałem na nie dużym samochodem z wielkim dinozaurem z twarzą papieża, krytykującym ideologię katolicką. To było bardzo prowokacyjne. Tłum ruszył na nas, próbując zniszczyć samochód. Mój kierowca inteligentnie i powoli wycofał się stamtąd i nic nam się nie stało. Ludzie byli wściekli.
- Dlaczego zaczął Pan tworzyć także takie satyryczne rzeźby o sytuacji politycznej w Polsce? Powstało ich co najmniej kilka...
- Pierwszą była ta przedstawiającego Kaczyńskiego, przebrana jak generał Jaruzelski lub Pinochet, który pod butem trzyma postać, przedstawioną jako Polska. To był 2016 rok, gdy okazało się, że PiS jest katastrofą dla demokracji. Byłem z tego powodu bardzo smutny, bo ja bardzo lubię Polskę. Większość Niemców interesuje się tym, co dzieje się we Francji, Belgii czy Niederlandach. Ja mam przyjemne skojarzenia z Polską, nie wiem czemu (uśmiech). Historia waszego kraju jest bardzo ciekawa.
Potem zrobiłem m.in. rzeźbę z Kaczyńskim i Orbanem, z krzyżem i pracę na temat aborcji w Polsce. W sumie jest ich sześć, wiele z nich było publicznie atakowanych i krytykowanych przez ówczesny polski rząd.
Parada w 2018 roku. "Polska - Węgry - prawicowa dyktatura" - głosił napis (fot. Jacques Tilly)
Miałem też kilka prac dotyczących sytuacji w Rosji, przedstawiających w satyrze Putina. Zwracali się do mnie w tej sprawie Rosjanie, mieszkający w Niemczech, by ją odkupić.
- Co się dzieje z pracami, gdy już publicznie nie są pokazywane?
- Nie mam tyle miejsca, by je magazynować. Te, które pozostają u mnie, są po pewnym czasie niszczone i powstają kolejne.
- W Niemczech polityczna karykatura i satyra jest bardzo popularna. W Polsce, mam wrażenie, że jest niszowa. Co Pan na to?
- W Niemczech wszyscy polityczną satyrę lubią, oczywiście poza fundamentalistami i AfD (uśmiech) (AfD - niemiecka skrajnie prawicowa partia – red.). Mam wielu znajomych i przyjaciół wśród przedstawicieli różnych partii, kościołów i oni wiedzą, że każdy ode mnie trafi pod ostrze krytyki, niezależnie od tego, którą stronę reprezentuje. Wiele osób czeka na RosenMontag, by zobaczyć, co znowu wymyśliliśmy, z czego można będzie się pośmiać.
W ostatnim czasie przygotowaliśmy też rzeźbę, którą pokazaliśmy podczas niedawnych wielkich protestów przeciwko AfD. Duża ryba z napisem – "jesteśmy więksi niż wy" - zjada rybę z symbolem AfD, która mówi "my jesteśmy społeczeństwem". Pokazaliśmy też ją podczas partyjnego zlotu AfD, przeżyliśmy (uśmiech). A tę rzeźbę (Jacques Tilly pokazuje nam zdjęcie w laptopie) zrobiliśmy, gdy Rosja napadła na Ukrainę. Mój zespół ją zrobił w jeden dzień, by pokazać ją światu. Do dzisiaj, a minęły ponad dwa lata od rozpoczęcia wojny, rzeźba nie została zniszczona...
Ta rzeźba powstała po napaści Rosji na Ukrainę. Napis brzmi: Udław się tym! (fot. Jacques Tilly)
- Rozumiem, że do końca temat swoich prac trzymacie w tajemnicy...
- Tak, to dla naszego bezpieczeństwa. Po zamachu terrorystycznym na redakcję Charlie Hebdo w Paryżu w 2015 roku robiliśmy cztery platformy poświęcone temu tematowi. Baliśmy się, że ktoś może je wcześniej próbować zniszczyć, więc teren naszej hali w starej zajezdni, jest odpowiednio zabezpieczony.
- Jak ważna jest dla Pana reakcja publiczności na Pana pracę?
- Bardzo ważna, ale nie dla mojego ego. Nie jestem narcyzem. Robię to dla społeczeństwa, to bardzo ważne, jeśli ludziom się to podoba. Po to to robię.
- Jakie są Pana plany przed kolejną paradą w RosenMontag? Nad czym Pan teraz pracuje?
- Nie jestem artystą, nie tworzą z siebie. Po prostu wykonuję zlecenia na zamówienie. Czekam na maile, telefony od osób i instytucji, które chcą, bym coś dla nich przygotował. To nie jest sztuka (mówi przekornie – red.). Zamawiający nie mówi mi „zrób to i to”. Zwykle mówią „zrób coś dla nas”, Wtedy wymyślam, rysuję. To, czy to jest sztuka, to oczywiście kwestia interpretacji. Dla mnie polityczna karykatura to nie sztuka.
- Ale czy tworzy Pan coś tylko dla siebie?
- Nie, jestem leniwy (śmiech). Kończę teraz taką prezentację na temat różnych sekt, które działają w Europie. Produkuję też od pewnego czasu specjalne butelki z ginem, które są przez mnie zaprojektowane i zdobione na zamówienie na przykład różnych miast w Europie – Dusseldorfu, Wiednia, Berlina, Monachium i wielu innych. Te butelki są później rodzajem gadżetu promocyjnego. Dochód z ich sprzedaży również przeznaczam na utrzymanie mojego zespołu.