- Od marca 2020 r. sytuacja związana z koronawirusem zdążyła się wielokrotnie zmienić. Jak wygląda praca Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej po 10 miesiącach pandemii?
- Nasze wcześniejsze rozmowy odbywały się w zupełnie innej sytuacji – na początku pandemii o skali, z którą nigdy wcześniej, przed koronawirusem, nie mieliśmy okazji się zmierzyć. Musieliśmy dostosowywać całą strukturę i organizację pracy do wyjątkowych warunków. Dlatego różne komplikacje i problemy na początku były nieuniknione. Kolejne problemy pojawiły się późną jesienią - ognisko zachorowań wśród pracowników PSSE. Nie dość ,że choroba dotknęła znacznej części załogi, to na tę sytuację nałożył znaczny wzrost zachorowań w Polsce i naszym regionie. Ale, jak to się mówi, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Po tej sytuacji przeorganizowaliśmy się i zmieniliśmy zasady działania. Wyciągnęliśmy wnioski z dotychczasowych doświadczeń i sięgnęliśmy po pomoc osób z zewnątrz, które zechciały nam takiej pomocy udzielić. Te osoby zostały odpowiednio przeszkolone i z czasem zaczęły wykonywać część naszej pracy, na odpowiednim poziomie. Z takiej pomocy korzystamy do dziś, ale i ona ulega pewnym modyfikacjom, bo zmieniły się też narzędzia – odpowiednie systemy informatyczne, którymi możemy się posługiwać. Są one coraz bardziej efektywne i umożliwiają sprawne wykonanie pracy. Ułatwiają komunikację pomiędzy jednostkami i instytucjami zaangażowanymi w działania przeciwepidemiczne, a także komunikację z obywatelami. Dzięki nim, praca jest dużo bardziej uporządkowana, co niestety nie znaczy, że jest jej mniej. Epidemia ciągle trwa, a my ciągle dostosowujemy działania do bieżących potrzeb, do zmian, jakie zachodzą w jej przebiegu, także do zmieniających się w zależności od sytuacji epidemiologicznej zasad prawnych. To wszystko wychodzi nam coraz sprawniej.
- Już jakiś czas temu zmienił się też sposób raportowania o dziennych zakażeniach koronawirusem, wcześniej takie dane opracowywał i udostępniał m. in. Sanepid. Ta zmiana wpłynęła na pracę stacji?
- Tak, to było ułatwienie, ale również uporządkowanie przekazywania danych. Nowe narzędzia, o których już mówiłem, pozwalają na kumulację tych danych i gromadzenie w uporządkowanej formie. Teraz te dane są przetwarzane szybciej i dokładniej.
- W pierwszych miesiącach pandemii mieliśmy okazję rozmawiać o kwestiach takich jak stosunek Polaków do zagrożenia koronawirusemi i dyscypliny w zachowywaniu środków bezpieczeństwa. Jak Pan ocenia te kwestie dzisiaj? Czy ludzie boją się jeszcze koronawirusa?
- Ten lęk jest dziś zdecydowanie większy niż wcześniej. Dyscyplina w zachowywaniu obostrzeń, która jest zapewne pochodną tego lęku, również jest większa. Pamiętam, że jeszcze w maju i w czerwcu pojawiały się liczne głosy kwestionujące istnienie pandemii. To się objawiało zadawanymi często pytaniami, których także ja byłem adresatem: „Czy pan kogoś zna, kto zachorował albo umarł na koronawirusa?” Wtedy odpowiadałem, że nie znam, a jeżeli pan czy pani nie zna również takiej osoby, to się z tego powodu cieszmy, bo to się może niestety zmienić. W tej chwili, gdy mamy bardzo dużą liczbę zachorowań i zgonów, każdy z nas mniej lub bardziej dotknął tego dramatycznego tematu i takich pytań już prawie nikt nie zadaje. Nasza świadomość wzrosła, ale niestety dopiero wtedy, gdy w naszym najbliższym otoczeniu pojawiły się dramaty i tragedie.
- Wystartował już program szczepień, personel stacji sanitarno-epidemiologicznych jest w nim uwzględniony niemal na początku. Jak pracownicy Sanepidu odpowiadają na tę możliwość szczepienia? Będzie to dla stacji ułatwienie w dalszej pracy?
- Szczepienia to jedyna szansa na pożegnanie epidemii, a zanim to nastąpi, pomogą one w złagodzeniu jej przebiegu. To jedyna możliwość, by te tragiczne statystyki, zwłaszcza zgonów, zaczęły nam spadać. Akcentuję zgony, ale nie zapominajmy, że przebieg tej choroby, nawet jeśli nie zakończony śmiercią, pociąga za sobą ciężkie powikłania i długotrwałe, poważne pogorszenie stanu zdrowia, a tym samym negatywne zmiany w komforcie życia. Te konsekwencje dotyczą nie tylko osób starszych, ale także tych młodych, pełnych życia, najbardziej aktywnych uczestników życia społecznego, rodzinnego czy gospodarczego. Szczepienia to jedyna szansa do ograniczenia, a mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, także pożegnania epidemii.
Jeśli chodzi o szczepienia pracowników Państwowej Inspekcji Sanitarnej, to zostaliśmy zakwalifikowani do tzw. grupy „0”. Z oczywistych względów w pierwszej kolejności muszą być szczepione osoby bezpośrednio zajmujące się opieką, diagnozowaniem, badaniem i leczeniem osób chorych czyli szeroko pojętego personelu medycznego. To właśnie ten personel jest najbardziej narażony na zachorowania. Pracownicy Sanepidów szczepieni są w drugiej kolejności. W tej chwili kończymy już szczepienia naszych pracowników – zaszczepionych zostanie ok. 75 proc. personelu PSSE w Elblągu. Pozostałe osoby, 25 proc., nie wyraziły chęci szczepienia - były to osoby, które przeszły już COVID-19 i są ozdrowieńcami. Oczywiście fakt przechorowania nie stanowi przeciwskazania do szczepienia, więc mam nadzieję, że one także poddadzą się szczepieniu w terminie późniejszym
- Wokół szczepionek narosło wiele wątpliwości, niektórzy podchodzą do nich bardzo sceptycznie. Czy Sanepid włącza się jakoś w promowanie szczepień?
- Jeżeli chodzi o promocję szczepień, to nasze działania trwają już od wielu lat. Także i w tym przypadku, środkami możliwymi do zastosowania w czasie trwania epidemii, będziemy zachęcać do zaszczepienia się przeciw COVID-19. Co prawda nie bierzemy bezpośredniego udziału w realizacji programu szczepień przeciw COVID-19, ale ich promocja jest i będzie przedmiotem naszych działań.
- Pan poddał się szczepieniu?
- Oczywiście, że się zaszczepiłem, zgodnie z wcześniej ustaloną kolejnością. Nie odczułem w związku z tym praktycznie żadnych dolegliwości, poza lekkim bólem ręki, który pojawił się po szczepieniu i potrwał kilkadziesiąt minut, a wieczorem w dniu szczepienia nie był już wcale odczuwalny. Widzę też po moich pracownikach, którzy już poddali się szczepieniu, że przebieg był podobny. Z informacji dotyczących przebiegu szczepień wynika, że nie spełniły się żadne hiobowe wieści o ciężkim przebiegu skutków podania szczepionki. Nie czuję też, żeby ktoś mi wszczepił chipa czy jakąś inną niespodziankę.
- Przed zaszczepieniem większej liczby osób pewnie upłynie jeszcze sporo czasu, z drugiej strony wielu uznaje szczepionkę właśnie za realną szansę na powrót do normalności. Jak funkcjonować zanim ta normalność nastanie? Społeczeństwo już jest zmęczone sytuacją. Gdzie zagrożenie zakażeniem jest największe?
- Przy tak dużym rozpowszechnieniu wirusa jak obecnie, trudno mówić o jakichś bezpiecznych miejscach, w których możemy go nie spotkać. Powinniśmy pamiętać o tym, że narażenie na zakażenie w wielu codziennych sytuacjach życiowych jest realne. Stąd też należy ciągle zachowywać środki bezpieczeństwa rekomendowane od miesięcy. Tu się nic nie zmienia, a katalog tych bardzo prostych środków jest krótki: maska zakrywająca usta i nos, a nie zawieszona na brodzie lub pod nosem, higiena, częste mycie i odkażanie rąk i ograniczenie kontaktu z innymi osobami do minimum, czyli zachowanie bezpiecznego dystansu. Jeżeli mówimy o zasłanianiu nosa i ust, to muszę dodać, że najskuteczniejsze jest stosowanie masek. Jeśli musimy stykać się z innymi osobami w ramach kontaktów zawodowych i rodzinnych, to utrzymajmy dystans, a kontakt niech trwa jak najkrócej. Wiem, że po tylu miesiącach ograniczeń mamy już serdecznie dość odosobnienia, utrzymywania dystansu itp., także jeśli chodzi o kontakt z najbliższymi. Muszę powiedzieć, że sam swoich ukochanych wnuków nie widziałem od kilku miesięcy, a mieszkają niedaleko i wcześniej spotykaliśmy się bardzo często. Świadomość tego, że możemy zaszkodzić najbliższym i sobie, sprawia jednak, że ja i moja rodzina unikamy tych bezpośrednich kontaktów, ograniczamy się do Skype'a czy telefonów. Jeszcze przez jakiś czas ten substytut bezpośrednich relacji musi zastąpić normalne kontakty i poczucie ciepła osób nam najbliższych. Taka jest niestety sytuacja. Wiem, że wiele osób przechodzi to bardzo ciężko. Mamy przypadki, gdy ktoś trafia na trzecią, czwartą kwarantannę w odstępach tygodniowych czy dwutygodniowych na przykład ze względu na kontakty zawodowe z osobami zakażonymi. W czasie kolejnych rozmów telefonicznych przeprowadzanych z tymi osobami wyczuwamy, że są one na granicy wytrzymałości.
- Sytuacja jest też trudna dla przedsiębiorców, wielu przymierza się do protestów w obronie swoich biznesów...
- Jeszcze niedawno mieliśmy w kraju ponad dwadzieścia tysięcy zachorowań dziennie. Na naszym terenie w tym czasie rejestrowaliśmy nawet powyżej po 200 przypadków. W tej chwili, od jakiegoś czasu, notowane liczby krajowe oscylują poniżej lub niewiele powyżej dziesięciu tysięcy i to jest znaczna różnica. Odczuwamy to też u nas. Obecnie tych zachorowań jest zazwyczaj poniżej 100 dziennie. Jestem przekonany, że w znacznym stopniu wpływ na te zmiany miało wprowadzenie obostrzeń i dostosowanie się do ich przestrzegania przeważającej części społeczeństwa. Jeżeli teraz, w czasie, gdy wprowadzamy szczepienia przeciw COVID-19, dające szansę na zakończenie epidemii, zrezygnujemy z tego dokuczliwego, ale koniecznego jeszcze reżimu sanitarnego, możemy szybko wrócić realiów sprzed paru tygodni. Znajdziemy się w przysłowiowej sytuacji, gdy statek, który przepłynął oceany i przetrwał najgorsze burze, zatonie tuż przed wejściem do portu. Rozumiem sytuację przedsiębiorców, których firmy przechodzą ciężkie czasy. Prowadzimy jednak wojnę wyjątkową, bo z przeciwnikiem, którego nie dostrzegamy, ale który istnieje i jest wyjątkowo niebezpieczny.
- W Elblągu doszło do jakichś rażących przypadków łamania obostrzeń?
- Na razie nie docierają do nas istotniejsze sygnały o takich zdarzeniach. Przepisy odnoszące się do epidemii, zwłaszcza te określające nakazy, zakazy i obostrzenia, z uwagi na dużą dynamikę podlegają częstym korektom. Niestety większość z nich formułuje zakazy i nakazy, którym należy się podporządkować w sytuacji epidemicznej. Każdy z tych nakazów i zakazów ma uzasadnienie i cel, którym jest skuteczne ograniczenie lub przerwanie jakiegoś łańcucha rozprzestrzeniania się wirusa. Lekceważenie lub obchodzenie każdego z nich, czasami w sposób niezwykle pomysłowy, jeżeli nawet przyniesie zamierzony skutek, będzie miało swoją cenę. Należy pamiętać, że chodzi tutaj o zdrowie i życie.
- Sanepid również ma możliwość nakładania kar. Jak to się przedstawia w praktyce?
- Tak, nakładamy takie grzywny. To wszystko zależy od wartości materiału dowodowego, którym dysponujemy w danej sprawie. Nie zawsze można jednoznacznie potwierdzić, że nastąpiło np. naruszenie kwarantanny, izolacji czy innych ograniczeń wynikających z rozporządzenia Rady Ministrów. W przypadkach oczywistych nie mamy wyjścia i chociaż jest to przykra rola, takie grzywny nakładamy. Wolelibyśmy nie musieć korzystać z tej możliwości, bardziej licząc na zrozumienie i rozsądek ludzi. Grzywny mogą się wahać od kilkuset złotych do nawet 30 tys. W Elblągu nie zdarzyło nam się nałożyć najwyższej możliwej kwoty. Grzywny stosujemy w sytuacjach nie pozostawiających żadnych wątpliwości, w przypadkach rażącego i niczym nieuzasadnionego łamania zasad.