Afrykański czarownik snuje opowieść o początkach stworzenia. Najpierw była nicość, z której wyłoniła się materia. To ona właśnie dała początek naszej planecie. Później z materii powstało życie� najpierw w oceanach, by w końcu opanować również lądy. I choć każda istota w końcu kiedyś umiera, to jednak nosi ona w sobie zalążek nowego życia, które może przekazywać dalej...
Tak długiego i skomplikowanego procesu niestety nie da się rady zamknąć podczas 80-minutowego seansu. Dlatego po wyjściu z kina pozostaje pewien niedosyt, że trwało to tak krótko. Przepiękne zdjęcia, cudowne obrazy można oglądać godzinami; zalotny taniec koników morskich, tulące się papugi, ziewające dziecko w łonie matki. Wszystko barwne, piękne, wzruszające i wesołe zarazem.
Bo mało kto w dzisiejszej pogoni za dobrami materialnymi pomyślałby, że legwana też czasem może zaswędzieć oko. A ten film właśnie pokazuje jak niewiele różni nas ludzi od innych stworzeń: gadów, płazów, ptaków, a nawet roślin. Każdy żyjący organizm na świecie łączą wspólne cechy, każde życie ma taki sam początek i koniec i każdy potrzebuje uczucia, by to nowe życie stworzyć. Jak mówi czarownik, w naturze dzięki miłości jeden plus jeden zawsze równa się trzy.
“Genesis” powinien obejrzeć każdy, kto nie wierzy, że nawet liście potrafią tańczyć...
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter