Idealne parametry rzutu to dwa i pół obrotu podkowy. Wtedy szanse na to, by trafić „dwudziestkę”, czyli 20 punktów, które przyznaje się wtedy, gdy podkowa obejmie cały palik lub gdy na nim „zawiśnie”, są zdecydowanie większe. Raz się uda, a raz nie, ale najważniejsze jest to, aby po prostu dobrze się przy tym bawić. Tak, jak robi to spora grupa kobiet z najstarszego w Polsce elbląskiego klubu rzutu podkową Horse Shoe, które zgodnie twierdzą, że jest to sport dla każdego, bez względu na wiek.
Jak mówią, każda z nich trafiła do klubu raczej przypadkowo, na spotkanie zajrzała z ciekawości, aby popatrzeć cóż to takiego ten rzut podkową.
– Mąż zaczął chodzić pierwszy, a ja się z tego śmiałam, pomyślałam sobie „Rzuty podkową? A co to takiego? Może to jakaś sekta?”. Więc mąż chodził, a ja raz poszłam z nim. Spróbowałam, rzuciłam i wciągnęło mnie to – opowiada pani Renata, w klubie od 2005 r.
– Ja też przyszłam tylko zobaczyć, jak to wygląda i tak jakoś złapałam tego bakcyla – mówi pani Irena, która złożyła deklarację członkowską również w 2005 r. – Nie jest to sport trudny, trzeba mieć po prostu celne oko i trochę chęci.
– Zdecydowanie najbardziej liczy się precyzja, technika rzutu, celność. To może wydawać się bardzo łatwe, ale tak nie jest – dodaje pani Zofia.
Spotykają się raz w tygodniu, zimą rzucają na hali przy ul. Kościuszki, a jak tylko zaczyna się wiosna - na świeżym powietrzu. To sport przede wszystkim rekreacyjny, niemniej ważną jego częścią są również zawody.
– Mamy dużo spotkań wyjazdowych, jeździmy do Gdańska, Bydgoszczy, do Markus czy Rachowa, dzięki temu nawiązujemy wiele znajomości – opowiada pani Wiesława, w klubie od 2008 r. – Zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn są oddzielne kategorie, jest także kategoria drużynowa czy zawody „open”, gdzie mogą startować wszyscy, bez względu na płeć.
Elbląski klub rzutu podkową Horse Shoe zarejestrowany w 1993 r. to najstarszy tego typu klub w Polsce. Ojcem chrzestnym, a także największym orędownikiem tej pochodzącej z Włoch dyscypliny był Remigiusz Rochna – pierwszy prezes elbląskiego klubu. Od 20 lat członkowie Horse Shoe nie tylko rzucają podkową na zawodach, ale również je organizują, biorą udział w turniejach ogólnopolskich, jak i międzynarodowych.
– Raz do roku każdy klub organizuje takie zawody u siebie. U nas wypada to przeważnie w czerwcu, w tym roku będziemy obchodzili 20- lecie klubu – opowiadają panie. – Nie chodzi o to, że taki klub musi organizować te zawody, raczej chce. Staramy się wtedy ugościć jak możemy, upiec ciasto, przygotować obiad, poczęstować kawą czy herbatą, wszystko to robimy sami, własnymi siłami.
Jak się okazuje każdy przeżywa zawody, ale to mężczyźni odczuwają większą potrzebę rywalizacji.
– Mężczyźni są bardziej zapalczywi, zawzięci, a my tak raczej na spokojnie podchodzimy do zawodów. Chociaż jako grupa trzymamy się razem, dopingujemy się nawzajem, chcemy razem coś zdobyć. W zeszłym roku zdobyliśmy puchar jako drużyna – opowiada pani Renata.
– Jeśli chodzi o nasz klub i kategorie indywidualne to chyba jednak kobiety zdobywają więcej nagród – dodaje pani Wiesława. – Zawody to duża trema. Panów chyba bardziej ona zżera, kobiety raczej podchodzą do tego „na luzie”.
Jak mówią panie z elbląskiego klubu zawsze jest ten element rywalizacji, ale przede wszystkim liczy się spotkanie.
– Nie chcemy wygrywać za wszelką cenę, tutaj raczej chodzi o atmosferę. Ta nasza grupa elbląska postrzegana jest jako taka grupa rozrywkowa, przyjaźnie nastawiona do wszystkich. Przykładowo, gdy zaczęliśmy jeździć na zawody, gdzie przyjeżdżały chociażby kluby z Bydgoszczy, byliśmy nieco dziwnie postrzegani, oni nie potrafili bawić się przy tym wszystkim – mówią zgodnie. – Z czasem wszystko się zmieniło, oni również zaczęli inaczej do tego wszystkiego podchodzić. Już nie ma takiej rywalizacji „na zabój”, a jest to również miłe spotkanie.
Jak mówią uczestnictwo w życiu klubowym jest dla nich po prostu okazją do spotkań, dobrej zabawy i integracji, swego rodzaju odskocznią od życia codziennego.
– Raczej przychodzą tutaj małżeństwa albo pary. W większości mamy już dorosłe dzieci, one mają swoje obowiązki, swoje sprawy – opowiada pani Irena.
– Pewnie, czasami nie chce się przyjść, ale jakoś się wtedy człowiek mobilizuje, bo wie, że spotka się z innymi, porozmawia, zawsze to coś innego. Na ten „domowy kierat” zawsze znajdzie się czas – wyjaśnia pani Renata.
– Ja na przykład "urywam się" z pracy, żeby przyjść, a mam swój zakład – dodaje z uśmiechem pani Zofia.
A jak spoglądają na nie osoby z zewnątrz, zwłaszcza panowie?
– Raczej nie słyszymy jakichś nieprzychylnych komentarzy ze strony panów, którzy nie rzucają podkową – opowiada pani Renata. – Tym, którzy patrzą na to z boku wydaje się, że wystarczy tylko rzucić i już. Jeśli jednak spróbuje się samemu to wiadomo, że nie jest to taka prosta rzecz, wtedy tym bardziej jesteśmy docenione.
I jak mówi pani Wiesława: – A zazdroszczą nam wtedy, kiedy zobaczą, jak ktoś rzucił „dwudziestkę”.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter