Takie spotkanie odbyło się po raz pierwszy. Dotąd gotowe już projekty omawiano na posiedzeniach komisji problemowych Rady Miejskiej, a z powodu licznych wątpliwości opozycji sesje budżetowe, na których powinno się odbywać już tylko głosowanie, ciągnęły się w nieskończoność.
Opozycja postulowała także, aby mogła brać udział w planowaniu wydatków na kolejny rok. W czasie debaty z możliwości zadania prezydentowi pytań i podzielenia się swoimi wątpliwościami skorzystała spora grupa radnych. Już na początku spotkania Henryk Słonina oświadczył, że planuje nieco zwiększyć budżet wydziału promocji, ale pytania dotyczyły m.in. zbyt małych – zdaniem niektórych radnych - nakładów na promocję miasta.
- Mieszkańcy zarzucają Radzie Miejskiej i prezydentowi, że za mało pozyskujemy inwestorów zewnętrznych - wyjaśnia Ryszard Klim. - Wydział promocji robi, co może i realizuje swoje zadania np. przy okazji targów i zagranicznych wyjazdów, ale wydaje się, że powinna być to działalność dalej idąca, agresywna. Dziś każde polskie miasto chce zdobywać inwestorów i w związku z tym potrzebne są wyrafinowane metody, aby takich inwestorów przyciągać i mieć na tym polu sukcesy.
Tylko jedna droga?
Radni poruszyli także sprawę dramatycznej sytuacji szpitala miejskiego. Mimo prowadzonych od kilku miesięcy rozmów o przejęciu szpitala przez władze marszałkowskie, ostatnio prezydent zaproponował, aby placówki nie oddawać marszałkowi ani też - co pierwotnie postulował zespół kryzysowy do spraw szpitala - nie zacząć prywatyzacji poszczególnych oddziałów, lecz zmienić go w niesamodzielny zakład budżetowy.
Radny i lekarz Wiktor Daszkiewicz uważa, że jest to działanie na zwłokę:
- Jeśli zakład budżetowy powstanie, miasto będzie mogło dawać na funkcjonowanie szpitala trochę pieniędzy, ale uważam, że szpital trzeba po prostu sprywatyzować, aby oddziałom i ordynatorom dać samodzielność. Oni wówczas popatrzyliby, jak można zracjonalizować wydatki, co można zagospodarować, a co po prostu jest im niepotrzebne. Takie rozwiązanie byłoby w tej chwili chyba najlepsze, bo budynek szpitala nie mógłby przecież być przeznaczony na inną działalność, a jeśli przekształcimy go w zakład budżetowy, zabrniemy w większe wydatki.
Radny Daszkiewicz dodaje, że jego zdaniem projekt budżetu nie odnosi się także do problemu bezrobocia - i konieczności walki z nim.
- Oczywiście miasto ani prezydent sami nie wybudują fabryk, ale aby przyciągnąć inwestorów, trzeba przygotować tereny, na których oni mogą budować swoje zakłady - twierdzi Wiktor Daszkiewicz. - Potrzebne jest zatem uzbrojenie terenów pod inwestycje, a niestety w projekcie, jakie dostaliśmy, takich pozycji nie widać.
Głos dla mieszkańców
- Mam świadomość, że w budżecie niewiele można zmienić, bo finanse są, jakie są, ale należę do tych, którzy od dawna postulują, by spotykać się i rozmawiać już na etapie precyzowania założeń budżetu i ustalania priorytetów - uważa Ryszard Klim. - Są w tej materii dwie różne szkoły: jeden model, ten, który ma teraz miejsce w Elblągu, polega na tym, że radni otrzymują w zasadzie gotowy projekt i nad nim dyskutują w zasadzie niewiele zmieniając. Model drugi zakłada dyskusję - służb prezydenta i prezydenta z radnymi - wyprzedzającą powstanie projektu. Moim zdaniem radni i mieszkańcy powinni brać coraz większy udział w konstruowaniu budżetu. To, czym żyją mieszkańcy, czego chcieliby dla swojego miasta powinno być bardziej niż obecnie widoczne w planie finansowym Elbląga. Mam wrażenie, że wychodząc z założenia, że my trochę lepiej i więcej wiemy niż mieszkańcy, czasem na siłę uszczęśliwiamy ludzi.
Dwugodzinna debata przebiegła bez większych emocji. Sesja budżetowa odbędzie się 30 grudnia br.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter