Turystyka nad Zalewem Wiślanym jaka jest, każdy widzi. Nadzalewowe miejscowości nie przeżywają w sezonie takiego oblężenia jak te po przeciwnej stronie akwenu. Ambitnego zadania rozruszania lokalnej turystyki po południowej stronie Zalewu podjął się Robert Wojtusiak. Elblążanin od 18 lat w sezonie opiekuje się przystanią w Suchaczu, którą jako prezes stowarzyszenia Klubu Entuzjastów Żeglarstwa na Zalewie Wiślanym dzierżawi od gminy Tolkmicko. Od maja do września stacjonuje tutaj kilkanaście jachtów należących do mieszkańców Elbląga i okolic. W sezonie Robert Wojtusiak wraz z żoną mieszka w małej przyczepce i strzeże swojej przystani.
- Kiedyś dwóch bogatych ludzi ze Śląska chciało zainwestować milion złotych w ośrodek rekreacji wodnej – opowiada. - Miał tutaj powstać dom wielkości 300 m kwadratowych, na dole miała znajdować się tawerna i sanitariaty, u góry pokoje gościnne, biura, a obok domu hangar do remontu jachtów. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie zgodziła się na stworzenie takiego ośrodka. Długo walczyliśmy, wylądowaliśmy w Sądzie Administracyjnym. Po długiej walce przegraliśmy i inwestorzy wycofali się z interesu.
Nowy pomysł, stare problemy
Robert Wojtusiak szybko wpadł na nowy pomysł – budowę pola namiotowo-campingowego, bo z powodu braku miejsca musiał odsyłać z kwitkiem turystów z całej Polski, przyjeżdżających tutaj camperami z łódkami. - Dla samych właścicieli jachtów parking jest wystarczający, ale dla turystów spoza Elbląga, którzy przyjeżdżają do nas z łódką czy kajakiem, miejsca nie mamy – mówi Robert Wojtusiak. - Dziś na przykład przyjechał do nas camperem turysta, na wózku miał motorówkę, a jego kolega przyjechał z przyczepką campingową, no i musieliśmy ich odesłać gdzie indziej, bo u nas nie ma miejsca.
By stworzyć bazę noclegową dla turystów (tym razem na własnej ziemi), pan Robert wystąpił do gminy o warunki zabudowy. Ta z kolei zwróciła się do Urzędu Morskiego i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o zgodę na realizację projektu. Urząd Morski nie widzi przeciwwskazań dla powstania pola biwakowego z kontenerem sanitarnym niedaleko zalewu, z kolei Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olsztynie wydała w tej sprawie decyzję odmowną. Zdaniem dyrekcji, w związku z tym, że pole ma znajdować się kilkadziesiąt metrów od brzegu Zalewu Wiślanego, w myśl zakazu budowania nowych obiektów w pasie szerokości 100 m od linii brzegów rzek i innych zbiorników, inwestycja ta nie może tam powstać. Chyba, że obiekt taki służy turystyce wodnej lub inwestycja jest niezbędna na potrzeby plaż, kąpielisk czy przystani jachtowych i rybackich. Ochrona środowiska uznała pole namiotowe za obiekt turystyczny... nieposiadający tych cech.
Pan Robert od 18 lat opiekuje się przystanią w Suchaczu (fot. nadesłana)
Decyzję dyrektora regionalnego podtrzymał Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska, do którego odwołał się pomysłodawca inwestycji, argumentując, że pole namiotowe ma właśnie służyć rozwojowi turystyki wodnej. „Funkcją takich obiektów jest tylko i wyłącznie zapewnienie bezpiecznego i dogodnego sposobu korzystania z wód” - czytamy w odmownej decyzji dyrektora generalnego.
Turystyka wodna to nie tylko jachty
.- Turystyka wodna to nie tylko przystań z pomostami i przy nich zacumowane jachty – mówi pan Robert, który nie może się pogodzić z decyzją urzędników. - To także turyści przyjeżdżający nad wodę z własnym sprzętem, motorówkami, skuterami wodnymi, kajakami. Chcąc wypocząć przez kilka dni, przyjeżdżają nad wodę camperami lub przywożą namioty. Zarówno sprzęt wodny jak i namioty oraz samochody a także wózki podłodziowe chcieliby zostawić w bezpiecznym miejscu, a sami skorzystać z kontenera sanitarnego. To właśnie żeglarze i turyści podsunęli mi pomysł, aby zorganizować pole namiotowe w pobliżu przystani – dodaje rozżalony. - Na południowym brzegu Zalewu Wiślanego nie ma prawie żadnej infrastruktury, która zapewniałaby chociaż w minimalnym stopniu potrzeby ludzi, chcących uprawiać turystykę wodną pod każdą postacią nie tylko żeglarską.
- Zamiast pomóc takim ludziom jak ja, to już na samym początku im się skrzydła podcina – dodaje pan Robert. - Momentami czuję taką niemoc, że mam ochotę zrezygnować z tego wszystkiego.
Mimo wszystko zapowiada, że będzie walczył dalej. 3 czerwca złożył skargę na decyzję Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
- Mówią, że nie można budować nowych obiektów w pasie szerokości 100 m od linii wody, a na plaży w Tolkmicku postawiono knajpę 20 m od lustra wody. W Jagodnie w rezerwacie przyrody wyrąbano 500 m trzcinowiska i postawiono taras widokowy. Poza tym żaden urzędnik nie pofatygował się do nas, by zobaczyć nasz teren, by zmierzyć, w jakiej odległości faktycznie nasze pole znajduje się od wody – dodaje pan Robert.
Do sprawy wrócimy.