Projekt budowy elektrowni szczytowo-pompowej w gminie Tolkmicko został opracowany pod koniec 2021 roku przez ówczesny rządowy zespół ekspercki, czyli organ pomocniczy prezesa Rady Ministrów. Zgodnie z nim miałaby mieć ona moc 1040 MW i pojemność energetyczną 12 000 MWh. Zbiornikiem dolnym byłby Zalew Wiślany, zbiornik górny miałby być sztuczny. W dokumencie założono, że realizacja inwestycji zakończy się w 2029 roku. Z odpowiedzi Miłosza Motyki, podsekretarza stanu Ministerstwa Klimatu i Środowiska udzielonej w kwietniu br. na interpelację posłów: Jarosławowi Sachajko, Pawłowi Sałko, Markowi Jakubiakowi oraz posłance Annie Gembickiej wynika, że „inwestorem jest spółka z grupy PKN Orlen S.A.”
„Możemy jedynie zyskać”
16 grudnia w świetlicy w Chojnowie odbyło się spotkanie przedstawicieli warszawskiej spółki Neo Energy Group, która, jak określił jeden z nich, „rozwija projekt budowy elektrowni szczytowo-pompowej w gminie Tolkmicko”. Wiele emocji i mało konkretów, tak podsumowywali je mieszkańcy w rozmowie z nami. Najbardziej interesującą ich kwestią były ewentualne wysiedlenia oraz wpływ inwestycji na środowisko naturalne.
Burmistrz Tolkmicka Józef Zamojcin zapewniał, że gmina, a tym samym jej mieszkańcy, mogą jedynie zyskać na budowie elektrowni.
- Przyczyni się to do rozwoju całej gminy, a Chojnowa w największym stopniu. Elektrownia szczytowo-pompowa to bank energii we współczesnym wydaniu. Generalnie, oczywiście wywłaszczenia będą, ale one będą sprawiedliwe i zaspokajające potrzeby wszystkich, którzy zdecydują się na oddanie swoich gruntów – mówi Józef Zamojcin.
Podkreślił, że jeśli wywłaszczenia w ogóle będą, to „ewentualnie kubaturowych nieruchomości może zostać wywłaszczonych trzy”. - Dzisiaj wszystko jest w fazie planowania. Ja chciałbym, żeby to planowanie było z mieszkańcami, i żeby mieszkańcy byli podmiotem, a nie przedmiotem działań i to cały czas mówię potencjalnym firmom, które w imieniu inwestora działają. Po to były wizyty studyjne w Żarnowcu i w samorządzie związanym z tą elektrownią, żeby wyjaśnili praktycy to, co funkcjonuje tam od lat 80. dwudziestego wieku – mówi Józef Zamojcin.
Burmistrz zaznaczył, że jego zdaniem inwestycja nie wpłynie negatywnie na środowisko i przyrodę i zapowiedział, że zostaną spełnione wszelkie obostrzenia administracyjne i proceduralne w tym zakresie. – Jaka jest perspektywa czasowa tego przedsięwzięcia? Dwa lata to planowanie środowiskowe i pozwolenia na budowę oraz pięć lat na realizację zadania. Czyli to perspektywa 7-8 lat. Inwestorem ma być grupa Orlen, a w jego imieniu działa Neo Energy Group – twierdził Józef Zamojcin.
„Za wcześnie na szczegóły”
Łukasz Podlewski, doradca zarządu Neo Energy Group, przekonuje, że rozpatrywany jest taki wariant budowy elektrowni, który najmniej zaszkodzi środowisku i lokalnej społeczności.
- Ewentualne wysiedlenia to jest ostania rzecz jaką w ogóle bierzemy pod uwagę. Na ten moment, analizując wszystkie warianty projektu, o wysiedleniach praktycznie nie ma mowy. Ten wariant będzie najbardziej optymalny pod kątem środowiskowym i społecznym. Korzyści z tej inwestycji to wpływy do budżetu (gminy-red.) z podatków i można tutaj porównać podobną zakresem inwestycję, czyli elektrownię szczytowo pompową w Żarnowcu i zobaczyć, jakie są przychody gminy z podatku. Druga kwestia to niewątpliwie rozwój turystyki. Tam gdzie są tego typu obiekty, ruch turystyczny rozwija się. Rozwija się również i zaplecze turystyczne, czyli gastronomia, czy różnego rodzaju usługi towarzyszące – mówi Łukasz Podlewski.
Przedstawiciel spółki dodaje, że za wcześnie, aby rozmawiać o szczegółach inwestycji.
- Natomiast przewidujemy wariant najbardziej optymalny środowiskowo i społecznie: to jest około 140 ha do 150 ha powierzchni zbiornika górnego. Z racji tego, że chcemy ograniczyć do minimum wpływ tej inwestycji – mówi Łukasz Podlewski.
Poproszony o odniesienie się do ewentualnych wysiedleń odpowiedział tak: „W naszej ocenie podstawą realizacji tak dużej inwestycji jest dobro lokalnej społeczności regionu i współpraca ze społecznością. Nie wchodzi w grę kwestia ewentualnych konfliktów z lokalną społecznością, chcemy projekt zrealizować tak, aby państwo opowiedzieli nam o obawach i jakie ryzyka widzą i dopiero rozpocząć prace. Jesteśmy na bardzo wczesnym etapie przygotowywania dokumentów”.
Przedstawiciel Neo Energy Group dodał, że nie reprezentuje ona Grupy Orlen. – Nie reprezentujemy Grupy Orlen. Faktycznie, gdzieś w mediach pojawiały się informacje o tym, że inwestorem jest grupa Orlen. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego akurat tak ktoś się wypowiedział. Na tym etapie nie chciałbym się wypowiadać. Rozwijamy ten projekt na zasadzie własnej inicjatywy – dodał Łukasz Podlewski.
„18 zespołów od ptaszków i fistaszków”
Na pytania mieszkańców odpowiadał Leszek Gaj, pracownik Neo Energy Group.
- Grupa jest właścicielem projektu pod nazwą „ESP Tolkmicko”. Po pierwsze musieliśmy to (projekt-red.) skonsultować z władzami gminnymi, powiatowymi, jak i wojewódzkimi. Zorganizowaliśmy spotkania, żeby poinformować władze o wstępnie sygnalizowanym naszym projekcie – wyjaśniał Leszek Gaj.
Jak dodał, czynności, które musi przeprowadzić spółka to: badanie geologiczne, potem decyzje środowiskowe, administracyjne i uzyskanie pozwolenia na budowę. – Musimy wytypować jednostkę, która powoła około 18 zespołów od ptaszków, fistaszków, traw, żuczków, sinic, rybek, ślimaków, czegokolwiek innego jeszcze, które będą badały w sposób naturalny, czy nasza koncepcja będzie bardzo negatywnie wpływała na te organizmy, i dopiero na tej podstawie liczymy, że po roku, góra półtora uda się zakończyć "środowisko". Ścieżka administracyjna to też wyboista droga i w końcu pozwolenie na budowę. Liczymy, że do tego dojdziemy, i że z tym nie będzie kłopotu. Powierzchnia pod zbiorniki to 144 ha. Koncepcje były trzy: 144 ha, 417 ha i 670 ha. Dwie ostatnie odrzuciliśmy jako że wchodzą za bardzo w środowisko i musiałyby spowodować niestety ingerencję w przesiedlenia. Nie chcemy w to wchodzić – wyjaśniał Leszek Gaj.
Dodał, że inwestycja może kosztować w granicach od 6,5 mld do 7 mld zł.
– Nasza grupa tego (takich pieniędzy - red.) nie ma. Poza tym ustawa stanowi, że tego typu inwestycje musi robić podmiot państwowy. Więc nawet jeśli my jako grupa uzyskalibyśmy dofinansowanie bankowe, zagraniczne czy jakiekolwiek inne, to nic z tego. Musi wejść tu podmiot państwowy. Oczywiście my możemy w tym uczestniczyć, możemy być przez ten podmiot państwowy wynajęci. Możemy być wspólnikiem – tłumaczył pracownik spółki.
W zbiorniku górnym elektrowni ma być około 16 do 18 milionów ton wody. - Musimy wykopać 25 mln m sześc. ziemi. Z części zrobimy obwałowanie, ale część będzie trzeba wywieźć. Stąd miedzy innymi omawialiśmy z panem burmistrzem projekt uruchomienia nieistniejącej kolejki albo transport urobku na barki i wywożenie jego na Zalew Wiślany. Być może będziemy dobudowywali tę wyspę, która jest tworzona z piasku wziętego z przekopu (sztuczna Wyspa Estyjska na Zalewie Wiślanym-red.) – mówił Leszek Gaj.
„Planowe wyłączenia prądu”
Podkreślił, że inwestycja będzie miała strategiczne znaczenie dla kraju. - W Polsce, w ocenie ministerstwa, jeśli nie ruszy atomówka i jeśli nie weźmiemy się za ten prąd, to od 2030 roku będą planowe wyłączenia. Starsi pewnie pamiętają, co to było. Od godz. 8 do godz. 15 pół miasta nie miało prądu, od godz.15 do godz. 17, kiedy przychodziła druga zmiana, jedna trzecia miasta nie miała prądu i tak dalej, i tak dalej. Nie wiem czy nas, jako dorosłe, świadome, mądre społeczeństwo stać na to, że będziemy przy świeczce siedzieli i oglądali pajączki i mrówki. Czy dobrze sobie chodzą czy nie? To nie jest przeciwko komukolwiek. Ci którzy mają na sztandarach logo ochrony środowiska, to my będziemy z nimi pracować. Ale nie możemy się dać zapędzić w kozi róg. Bo to ze szkodą dla nas – wyjaśniał pracownik Neo Energy Group.
Wizualizacja jednego z wariantów projektu, fot. arch. Neo Energy Group
„Ziemię kupię”
Z sali padły też pytania od mieszkańców o „skupowanie ziemi w okolicach Chojnowa przez różne osoby”.
- Tutaj, gdzieś w korytarzyku jest pani, nie wiem dlaczego wyszła? Boi się trudnych pytań? Jest to osoba, która parę lat temu przyjechała do Chojnowa z propozycją wykupienia ziemi od rolników pod hodowlę kóz. Zapewniając jednocześnie ludzi, że będą mieli pracę przy przetwórstwie mleka koziego i później nagle się okazuje, że ta pani twierdzi, iż nie mogła przyjechać i przedstawić tego, że chciała wykupić ziemię od rolników pod budowę elektrowni szczytowo-pompowej, bo chcieliby wysokiej ceny za nią. A ona chciała kupić jak najtaniej... Ja się pytam, jaka jest więc wiarygodność państwa firmy? - mówiła jedna z mieszkanek gminy.
Leszek Gaj podkreślił, że nie ma żadnego przymusu sprzedaży ziemi.- Obecnie nie ma żadnego przymusu w wykupie ziemi. Nie ma. Natomiast są takie sytuacje i ja osobiście miałem takie dwie, że zgłosili się do mnie ludzie spoza Tolkmicka i spoza Chojnowa, że mają tam ziemię, ale nie jest im ona potrzebna, natomiast potrzebują w tej chwili trochę grosza i chcą to sprzedać i ja to kupiłem. I ja dzisiaj oferuję tak: jeśli ktokolwiek z tutaj obecnych lub nieobecnych ma jakąś ziemię, ale czy z powodów rodzinnych, przymusowej choroby, czy czegoś innego potrzebuje gotówki ja tą ziemię odkupię. Ryzykuję cholernie dużo – mówił Leszek Gaj.
"Co stanie się z Parkiem?"
Mieszkańcy pytali też o zagrożenia dla Parku Krajobrazowego Wysoczyzny Elbląskiej, bo to na jego terenie miałaby powstać inwestycja.
- Park Krajobrazowy Wysoczyzny Elbląskiej to są same, moim zdaniem, klęski. Każdy przemysł, który był na południowym brzegu Zalewu Wiślanego padł. Dzisiaj nie mamy żadnej alternatywy, chociaż z tradycji, patrząc na historię Zalewu Wiślanego i Wysoczyzny Elbląskiej przez wieleset lat funkcjonowały cegielnie, funkcjonował przemysł, przetwórstwo owoców i warzyw, funkcjonowało bardzo dużo kooperantów związanych z produkcją owoców i warzyw. Dzisiaj nie mamy gdzie pracować – odpowiedział burmistrz Tolkmicka.
- Ale to nie jest związane z Parkiem, cegielnie już za komuny upadły. To nie ma nic wspólnego z ekologią - odpowiedzieli mu mieszkańcy.
- Ma, wszystko ma wspólne. Bo jak pan popatrzy na to: cały przemysł padł. Gdzie mają młodzi ludzie tu, na miejscu znaleźć pracę. W turystyce? Winszuję sukcesu – wyjaśniał burmistrz.
- W zbiorniku tę pracę znajdziemy? – pytali z sarkazmem mieszkańcy.
- 77 osób będzie miało zatrudnienie, ale zawsze to jest dużo więcej niż nic. Kluczową rzeczą jest właściwe i bezstronne wykonanie decyzji środowiskowych uwarunkowania do realizacji zadania. Takie instytucje jak: regionalny dyrektor ochrony środowiska, Urząd Morski w Gdyni, wojewoda będą oceniali i wydawali pozwolenia odnośnie budowy tych obiektów i nic nie będzie przeskoczone – zapewniał ich Józef Zamojcin.
Niekiedy emocje brały górę u każdej ze stron i spotkanie przeradzało się w kłótnię i pokrzykiwania.
- Spotkanie było chaotyczne, pan, który je prowadził, mówił, jakby rozmawiał z dziećmi. Używał dziwnych sformułowań: robaczki, żuczki, ślimaczki. Nie wiedział nawet, ile głębokości ma Zalew Wiślany, pomylił się o 5 metrów. W sumie jesteśmy rozczarowani tym spotkaniem, ale może następne będą bardziej rzeczowe - komentowali mieszkańcy opuszczając świetlicę wiejską w Chojnowie.
Według szacunków spółki inwestycja mogłaby dać gminie 10 mln zł rocznie dochodu z podatków, przy budowie inwestycji pracę znalazłoby 1500 osób. Przedstawiciele spółki zadeklarowali, że mogą spotykać się z mieszkańcami regularnie, aby informować ich o stanie projektu.
Do sprawy wrócimy: nasze pytania w sprawie inwestycji wysyłamy do Grupy Orlen oraz do Ministerstwa Klimatu i Środowiska.