Uchwałę w sprawie nowych opłat za wywóz odpadów elbląscy radni mają podjąć w najbliższy czwartek, o czym już informowaliśmy. Na kilka dni przed sesją Rady Miejskiej władze miasta wyjaśniają powody podwyżek, które mają wejść w życie 1 września.
- Pod koniec ubiegłego roku wspólnie z radnymi mówiliśmy o tym, że po rozstrzygnięciu przetargów na wywóz odpadów, zrobimy analizę i na jej podstawie podejmiemy decyzję, czy będziemy musieli podnieść stawki czy damy radę utrzymać opłaty na poprzednim poziomie. Stawki w przetargu był wyższe niż dotychczasowe – tłumaczy prezydent Witold Wróblewski. - Ponadto od 2017 roku bardzo mocno wzrosła opłata środowiskowa za zagospodarowanie odpadów. Zakład Utylizacji Odpadów cztery lata temu płacił za tonę odpadów 24,15 zł w 2020 roku musiał zapłacić 270 złotych, czyli jedenaście razy więcej. Wzrosły też koszty funkcjonowania samego ZUO, w ciągu trzech lat z 700 tys. rocznie do 4,6 mln złotych w 2020 roku. Co roku dopłacamy do śmieci, a system zgodnie z przepisami powinien się równoważyć. Na dodatek samorządy mają coraz mniej środków finansowych w budżecie (w związku ze zmianą przepisów – red.). Elbląg ma 100 mln złotych mniej, a z tytułu zapowiadanego przez rząd Nowego Ładu (chodzi o zwiększenie m.in. kwoty wolnej od podatku – red.) może być o kolejne 30 mln złotych mniej. Po analizie kosztów samorząd zmuszony jest do wprowadzenia opłat za gospodarowanie odpadami w wysokości adekwatnej do ponoszonych kosztów. Chcemy je zbilansować – uważa prezydent.
Władze miasta uważają, że po proponowanych podwyżkach za wywóz odpadów (stawka bazowa idzie w górę z 17,40 do 21 zł za osobę segregującą miesięcznie) Elbląg i tak będzie miał jedną z najniższych stawek wśród miast podobnej wielkości. I podają przykłady: Słupsk – 21 zł, Tczew - 24 zł, Tychy – 26 zł, Gorzów Wielkopolski – 32 zł, Płock – 26 zł, Wałbrzych – 27 zł. - Stawka dla czteroosobowej rodziny w Elblągu wynosi obecnie 69,60 złotych miesięcznie. Po podjęciu uchwały przez RM wzrośnie do 84 zł, czyli o 14,40 zł – dodaje prezydent Wróblewski.
- W społeczeństwie panuje taki przekonanie, że na śmieciach się zarabia. Otóż w warunkach polskich ten slogan nigdy nie miał i nie ma zastosowania, bo nie ma stworzonego w kraju odpowiedniego systemu odbioru odpadów już posegregowanych – dodaje Janusz Nowak, wiceprezydent Elbląga. I podaje przykład odpadów rdf, czyli paliw alternatywnych. - Oddając rdf głównie do cementowni, które go spalają, musimy dopłacić do każdej tony ok. 530 złotych netto. A jeszcze musimy pokryć koszty segregacji.
Co roku miasto dopłaca do systemu gospodarowania odpadami kwoty od 1,3 do 2,6 mln złotych. W ubiegłym – pandemicznym – roku było to 215 tys. zł (mniej odpadów trafiło do ZUO). W 2020 roku całkowity koszt odbioru odpadów i ich zagospodarowania wyniósł 21,6 mln złotych. W 2021 roku – według szacunków władz miasta – ma wzrosnąć do 27 mln zł.
- Przeliczyliśmy, że takie powinny być stawki za odbiór odpadów od mieszkańców, by do tego systemu nie dokładać – dodaje Janusz Nowak. - Do tej pory dokładaliśmy, ale obecnie nie stać nas na dalsze dokładanie.
Wiele miast (np. ostatnio Olsztyn) zmienia system naliczania opłat za wywóz odpadów. Rezygnują z naliczania opłat od osoby, stosując w zamian wskaźnik metra kwadratowego powierzchni mieszkania lub zużycia wody. Władze Elbląga o takim rozwiązaniu na razie nie myślą.
- Ustawa przewiduje mało szczęśliwe sposoby naliczania. Przeliczanie na metry jest dyskusyjne, bo to nie metry kwadratowe produkują śmieci, ale ludzie. Przeliczanie na osobę też nie jest szczęśliwe, bo wiemy, że zarządcy nie dostają pełnych informacji od mieszkańców. Niektóre gminy przerobiły temat przeliczania według wskaźników zużycia wody i też jest dużo przeciwników tej metody – mówi Witold Wróblewski. - Najlepszą metodą byłaby ważenie odpadów, ale to jest bardzo drogi system. Temat jest mocno dyskutowany w Związku Miast Polskich i na komisji samorządowej w Sejmie, bo zdajemy sobie sprawę, że obecnie funkcjonujący system nie jest do końca szczęśliwy, bo pracujemy na niepełnych danych.
Co roku do elbląskiego ZUO trafia ok. 50 tys. ton odpadów. - Na składowisko trafią ok. 45 procent odpadów. Reszta jest poddawana recyklingowi – mówi Andrzej Lemanowicz, dyrektor Zakładu Utylizacji Odpadów.