Chcę, bez wycieczek personalnych, przedłożyć mój punkt widzenia planu finansowego miasta Elbląga na rok 2011 w kontekście ostatnich dwóch lat i roku następnego – 2012, z uwzględnieniem ogólnie dostępnych prognoz makroekonomicznych dla Polski na najbliższe dwa lata.
Otóż wypada zauważyć następujące fakty za ostatnie dwa lata:
– Na rok 2009 zaplanowano dochody budżetu miasta Elbląga na 481,94 mln zł, zrealizowano na kwotę 466,42 mln zł. To jest rozbieżność o 15,52 mln zł, czyli błąd przeszacowania budżetu wynosił 3,22 proc.
– Na rok 2010 zaplanowano dochody budżetu miasta Elbląga na 545,97 mln zł, zrealizowano na kwotę 483,17 mln zł. Tu też jest rozbieżność, ale o 62,20 mln zł, czyli błąd przeszacowania budżetu wynosi 11,50 proc.
Wzrost krajowego PKB w roku 2010 wyniósł około 3,8 proc, a wzrost dochodów budżetu miasta Elbląga w ujęciu rok do roku 2009/2010 był niższy od krajowego PKB i wyniósł 3,3 proc., co oznacza, że Elbląg rozwijał się wolniej od średniej krajowej o 0,5 proc. Pytanie jest następujące – jaką przesłanką bądź przesłankami mikroekonomicznymi kierowali się radni, zakładając przyrost dochodów miasta na rok 2010 w wysokości 11,5 proc.? Jest to rażąca pomyłka, której konsekwencje będziemy jako mieszkańcy Elbląga ponosić przez wiele lat – w postaci obsługi zadłużenia publicznego w kwocie 8,89 mln zł rocznie – dla przypomnienia dodam, że na przedszkola w 2010 roku miasto wydało kwotę 16,12 mln zł.
Obecnie zadłużenie miasta wynosi 155,97 mln zł, co stanowi 29 proc.
Przed oceną założeń do budżetu miasta Elbląga na rok 2011 pozwolę sobie na omówienia prognozy makro dla Polski, jaka jest prawdopodobna wg niezależnych ekonomistów w najbliższych dwóch latach.
– Rosnąca inflacja (obecnie 3,3 proc. rok do roku) przełoży się na wydatki sztywne budżetu miasta w stosunku do roku ubiegłego. Przyczyny wzrostu inflacji są wielokierunkowe – począwszy do wzrostu cen żywności na rynkach światowych, poprzez wzrost ceny surowców, w tym paliw, a na wzroście stawek VAT kończąc – i przeciwdziałanie im będzie bardzo trudne. Stąd konieczność uwzględnienia z lekkim nadmiarem rosnącej inflacji w wydatkach sztywnych budżetu jest bezdyskusyjna.
– Odpowiedzią na rosnąca inflację będą zapewne kolejne podwyżki stóp procentowych przez NBP, co spowoduje wzrost kosztów kredytu, a tym samym wzrost kosztów obsługi istniejącego długu publicznego miasta. W dalszej konsekwencji wzrost stóp procentowych prowadził będzie do długotrwałego spowolnienia gospodarczego, wzrostu bezrobocia i spadku dochodów budżetu miasta z tytułu podatków PIT i CIT, które stanowią około 50 proc. dochodów własnych miasta. Ten scenariusz ze wzrostem stóp procentowych był już dwukrotnie przerabiany w ostatnim dwudziestoleciu przez NBP i zawsze kończyło się to głębokim schłodzeniem gospodarki – do wzrostu PKB poniżej jednego procenta. Ostatnio miało to miejsce w latach 2001-2003 i wszystko wskazuje na to, że się powtórzy sztampowo raz jeszcze, co w Elblągu i powiecie będzie bardzo dotkliwie odczuwane po stronie bezrobocia i spadku dochodów w budżecie miasta.
Wracając, po tym krótkim wstępie, do założeń budżetu miasta Elbląga na rok 2011, oceniam, iż przyjęty prognozowany dochód budżetu na kwotę 508,936 mln zł. jest przeszacowany co najmniej o 12,9 mln zł, co może oznaczać na koniec roku deficyt nie 15,66 mln zł, lecz 28,66 mln zł, czyli 5,45 proc. w wersji optymistycznej, zakładającej, że wzrost dochodów miasta będzie nie mniejszy niż w roku ubiegłym i wyniesie co najmniej 3,3 proc.
W przeciwnym razie, w jeszcze trudniejszym roku 2012, zadłużenie miasta zbliży się do granicy ustawowej i następny budżet – roku 2013 – będzie musiał już być bez deficytu lub miastu zagrozi widmo zarządu komisarycznego, co oznacza zero możliwości pozyskiwania środków unijnych i wieloletnią degradację miasta.
Cóż to oznacza na chwile obecną dla Prezydenta i Rady Miasta Elbląga na etapie przyjmowania budżetu na rok 2011? Otóż oznacza to konieczność spójnego współdziałania na rzecz redukcji wydatków sztywnych o rząd 25 proc. na przestrzeni dwóch lat. Miasto Elbląg jest największym pracodawcą, zatrudnia w szeroko rozumianej sferze budżetowej ponad 3000 pracowników z łącznym budżetem płac ponad 130 mln zł. Trudno znaleźć uzasadnienie dla tak nadmiernie rozbudowanej administracji. W szeroko rozumianej oświacie wchodzą roczniki z niżu demograficznego, a administracja samorządowa jest jedną z droższych w kraju w przeliczeniu kosztów jej utrzymania na jednego mieszkańca. Znacząca część pieniędzy elblążan, zamiast finansować remonty dróg, jest konsumowana przez – jak się ocenia – przerośnięty w zatrudnieniu o około proc. sektor publiczny. Redukcja tego stanu o 10 proc. rocznie w kolejnych dwóch latach zmniejszyłaby wydatki już w ty roku o kwotę 12 mln zł, a w latach następnych o 24 mln zł.
Nie ma też większego uzasadnienia utrzymywanie Straży Miejskiej, która obciąża budżet miasta kwotą 1,47 mln, a efektem jej działania jest zerowy wpływ na poziom bezpieczeństwa. Pilnej restrukturyzacji wymaga ZBK – w dalszej perspektywie czasowej nie do utrzymania jest sytuacja permanentnego generowania długu na koszt wszystkich elblążan. W dobrze rozumianym interesie miasta jest szukanie inwestora dla spółki Port Morski Elbląg, w której miasto ma sto procent udziałów. Docelowa prywatyzacja tej firmy pozwoliłaby odzyskać zamrożony kapitał na cele inwestycyjne, zamiast corocznie pokrywać stratę, jaką ta firma generuje.
Przed Prezydentem i Radą Miasta Elbląga stoi trudne wyzwanie, bo przecież przyjemniej jest wydawać pieniądze niż ciąć wydatki, ale tylko taki scenariusz pozwoli rozwijać miasto, budować i naprawiać drogi, pozyskiwać fundusze unijne i przyciągać inwestorów, co w dalszej perspektywie przysporzy miastu dochodów. W trudnych czasach dobrym przykładem do redukcji wydatków z miejskiej kasy mogliby być sami radni, obniżając swoje diety o jedną trzecią. To raptem kwota 270 tys. zł rocznie, ale jakże piękny gest samorządowej elity miasta w czasach kryzysu finansów publicznych.
Od większości koalicyjnej w Radzie Miasta Elbląga zależy dzisiaj to, w którą stronę będzie miasto podążało – w kierunku trwałej naprawy finansów czy też w stronę powolnej marginalizacji i zapaści cywilizacyjnej, w którą łatwo wpaść, ale wyjście z niej jest kosztowne i długotrwałe.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter