Marta Wiloch: Skąd wziął się u Pani pomysł na pracę taksówkarki?
Edyta Kurzawińska: Pomysł wziął się z przypadku, namówił mnie na to kolega wiedząc, że lubię jeździć samochodem. Akurat wtedy nie miałam pracy. Powiedziałam o tym mężowi, który stwierdził, że to niegłupi pomysł, więc poszliśmy na niego razem. Na początku jeździliśmy jednym samochodem, ja pracowałam tylko kilka godzin, bo musiałam poznać to środowisko, jak wygląda ta praca. Z czasem zauważyłam, że dość dobrze sprawdzam się w tej pracy, zaczęłam jeździć sama, a mąż osobno. On zrezygnował, a ja dalej pracuję i tak od 4 lat. Jest różnie, raz lepiej, raz gorzej, mimo to daję sobie radę. Bardzo dużo pracuję, od 10 do 14 godzin dziennie, oczywiście z 4- godzinną przerwą.
Dużo się słyszy o napadach na taksówkarzy. Nie obawia się pani takiej sytuacji?
Strach ma duże oczy. Nie mówię, że się nie boję w ogóle, ale staram się ludziom wierzyć. Poza tym uważam, że jak ktoś ma mieć pecha to i w drewnianym kościele spadnie mu cegła na głowę.
Często mówi się, że taksówkarze jeżdżą w sposób dość nieelegancki…
Czasami sytuacja wymaga tego, że się po prostu kogoś nie przepuszcza czy to kierowców, czy pieszych. Owszem, z boku to wygląda jak brzydkie zachowanie na drodze, ale czasami jest to po prostu podyktowane sytuacją. Na przykład dyspozytorka nada kurs, gdzie ktoś bardzo spieszy się na pociąg czy autobus, ma ograniczony czas. Wtedy ten kierowca rzeczywiście nie zwraca uwagi na innych tylko spieszy się do klienta, tak podejrzewam, sądząc po sobie. W chwili kiedy jadę do pilnego kursu, na przykład takiego, gdzie trzeba kogoś zawieźć do szpitala, na ważne spotkanie czy na dworzec to zupełnie inaczej jadę. Natomiast w momencie, gdy mam czas zatrzymuję się, przepuszczam ludzi, staram się przepuścić drugiego kierowcę gdy chce zmienić pas, a tym bardziej osoby, które są z innego miasta. Jak trzeba podpowiem, pomogę, poprowadzę.
O czym rozmawia się z klientem podczas jazdy?
Z klientami rozmawiam na różne tematy, głównie o…pogodzie. Bardzo często padają też pytania dlaczego jeżdżę na taksówce, czy mąż się nie boi o mnie albo czy nie zaczepiają mnie mężczyźni, których wiozę.
A zaczepiają?
Nie tyle zaczepiają, raczej mówią komplementy albo na przykład pada takie stwierdzenie, że „ja bym nie puścił swojej żony”, na co ja odpowiadam, że na pewno pan nie wierzy żonie, bo pewnie pan sam jest nie w porządku, dlatego też nie wierzy pan drugiej połówce. My sobie z mężem akurat wierzymy i nie ma powodu, dla którego miałabym nie wykonywać tego zawodu. Także rozmowy zdarzają się często, szczególnie wieczorem.
Irytują Panią takie rozmowy?
Nie, nie. Bardzo spokojnie podchodzę do klientów, staram się rozmową „rozbroić” atmosferę i wyczuć klienta. Wiadomo, że zdarza się, że ktoś jest nieprzyjemny, wtedy też nie ciągnę rozmowy, raczej przytakuję, żeby nie wywoływać agresji. Trzeba tu nieco psychologii, odpowiedniego podejścia. Zazwyczaj tego typu kursy zdarzają się wieczorem, ale miałam też taki przypadek w ciągu dnia. Klient wsiadł do mnie, omijając innego kierowcę. Widać było po nim, że miał jakieś niezbyt ciekawe myśli, bo to wyczułam. Chciał jechać do Milejewa, później w Dąbrowie zmienił zdanie i poprosił żebym cofnęła się do Elbląga, dojechaliśmy do Królewieckiej, nie bardzo wiedział czego chce. Mężczyzna był trzeźwy, chyba że był pod wpływem narkotyków, ale na pewno nie chciał jechać do Milejewa, od razu zanim wyjechałam z Elbląga, zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie bałam się jednak za bardzo, bo była godzina trzynasta, był dzień, duży ruch, w razie jakiegokolwiek wypadku można by było tę sytuację opanować. Mimo to, w tego typu sytuacjach przydaje się kobieca intuicja Tak generalnie klienci są mili.
A co ze stereotypem „baby za kierownicą”?
Bardzo rzadko, ale jednak zdarzają się takie sytuacje, szczególnie u panów, leciutko wypitych, którzy jadąc z żoną mówią „ojejku, baba za kierownicą”. Na co żona często odpowiada „O co ci chodzi, ja też przecież jeżdżę!”. Zazwyczaj rozmowa się wtedy kończy albo jak to pijany marudzi sobie, a my tego nie „ciągniemy”, ani ja ani małżonka tegoż klienta. Zdarza się, że same kobiety wolą jechać z mężczyzną, bo a to komplement usłyszą, być może zniżkę dostaną (śmiech).
Jak wygląda podejście do tematu kobiet za kierownicą w środowisku samych taksówkarzy?
Zwracam na siebie uwagę do dziś, właściwie to nie wiem dlaczego. Na samym początku wyglądało to tak, że Ci, którzy mnie widzieli mieli taką minę, jakby zobaczyli małpę w zoo. Część kierowców zaakceptowała mnie i koleżanki, bo u nas w firmie jeżdżą jeszcze dwie panie, a oprócz tego w innych firmach trzy. Natomiast część panów ma swój stereotyp, że kobieta powinna siedzieć w domu, zajmować się dziećmi, gotować obiad, a nie się pchać i im konkurencję robić (śmiech). Z kolei istnieje też grupa, która raczej nie zwraca na mnie uwagi. Jak w każdej pracy, są ludzie, którzy tolerują pewne rzeczy, a są ludzie, którzy nie tolerują kogoś i w ogóle ciężko zaakceptować im nową osobę, a zwłaszcza kobietę. A ja uważam, że jest to praca również bardzo dobra dla kobiet, dość lekka, wymagająca umiejętności orientacji w mieście. Każda kobieta może się nauczyć tej pracy. Na początku jest trochę ciężko, trzeba poznać miasto i numerację, trzeba też mieć dużo cierpliwości w tej pracy. Należy jednak wierzyć w siebie, nie bać się, być odważną i otwartą, wtedy taka osoba powinna dać sobie radę.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter