- Kolokwialnie się zapytam: wydawanie książek „się opłaca“?
- To zawsze bardzo ciężki temat dla wydawcy. Zwrot „opłaca się“ można rozumieć różnorako. Finansowo zależy to od samej książki, popularności autora, ale nie tylko. Ja skupiam się na książce regionalnej, która też się sprzedaje, chociaż trzeba zaznaczyć, że stosunkowo długo. Wzrosły koszty wydania, m. in. ceny papieru, z tego względu wydaję mniejsze nakłady. Niestety, w takim przypadku cena jednostkowa książki jest wyższa. Czasami nawet trzeba korzystać z kredytu. Patrzę jednak na to trochę inaczej. Bardziej chodzi mi o ciekawy temat, ciekawego autora. Kocham historię, ciekawe wydarzenia, „co chwilę“ odkrywam coś ciekawego w naszej historii. Oprócz książek, albumów wydaję też Magazyn Elbląski, w którym staram się zamieszczać najciekawsze tematy historyczne. Korzystam z wiedzy wspaniałych historyków, którzy latami siedzą w pewnych zagadnieniach. Chodzi o to, żeby chociaż troszeczkę tej historii uratować. Kiedy już odejdziemy, to coś po nas dla naszego regionu pozostanie. Na wydawanie książek patrzę raczej niekomercyjnie.
- Kwestie finansowe to jedno, a drugie...
- ... właśnie chęć wydawania i uwieczniania historii. To pasja, z której nie mogę i nie chcę się uwolnić, to sposób na ciekawe życie. To korzyść wielowymiarowa, odkrywając na nowo wiele rzeczy związanych z regionem i nie tylko. Pokochałam Elbląg, jestem tu już prawie 35 lat. Wydawnictwo ma prawie 30.
- Skąd pomysł na wydawanie książek?
- Od momentu, kiedy przyjechałam z Krakowa do Elbląga w 1989 roku, zaczęłam poszukiwać w księgarniach, muzeum, bibliotece publikacji na temat historii tego miasta. Nie było ich dostępnych wówczas zbyt dużo. W 1996 roku założyłam firmę reklamowo-wydawniczą i zaczęli do mnie przychodzić wspaniali ludzie, którzy dzielili się tą wiedzą. Wtedy stwierdziłam, że coś trzeba z tym zrobić. Na swojej drodze spotkałam fotografa elbląskiego Henryka Myślińskiego, który namówił mnie do wydania książki „Elbląg i okolice wczoraj“ z tekstem jego córki Beaty Myślińskiej.
Poznałam wkrótce Zbigniewa Zajchowskiego, historyka i kolekcjonera, wspaniałego człowieka z bardzo bogatą wiedzą na temat Elbląga i okolic. Współpraca zaowocowała realizacją i wydaniem albumu pt. pt. ”Elbląg i okolice na starej pocztówce” z unikatowego zbioru starych pocztówek, następnie albumu pt. „Elbląg wczoraj, Elbląg dziś” oraz książki pt. „Guziki herbowe. Zamki i pałace. Sygnatury na guzikach” - tom 3. To są perełki wydawnicze, a ta ostatnia to niezwykle rzadki temat, mrówcza praca wręcz detektywistyczna autora adresowana do osób interesujących się historią Polski i heraldyką. Książka przedstawia guziki z herbami rodzin posiadających majątki na terenie dawnej Rzeczpospolitej i w granicach dzisiejszej Polski, jest uzupełniona archiwalnymi ilustracjami z zamkami, pałacami, dworami z których mogą pochodzić prezentowane guziki.
Przed świętami wysłałam tę książkę do Belgii, którą zamówił sobie pewien baron. Chciał zamówić wszystkie trzy tomy, niestety dwa pierwsze się wyprzedały, pozostał tylko trzeci. Nasze niszowe wydawnictwa są też poszukiwane i zamawiane przez odbiorców zagranicznych. Miałam okazję poznać i współpracować ze znakomitymi twórcami, malarzami... Te znajomości i przyjaźnie przetrwały do dziś. Cieszę się, że tak wiele osób mi zaufało. Staram się, żeby książki były wydane ciekawie, ale także na satysfakcjonującym poziomie graficznym. Czasem nawet nie patrzę na koszty, ważna jest jakość, mając nadzieję, że odbiorca to jednak doceni.
- Pamięta Pani pierwszą książkę?
- Z Henrykiem Myślińskim zrealizowaliśmy, jak już wspomniałam, w roku 1998 album pt. „Elbląg i okolice wczoraj“. Przyjeżdżając tutaj do Elbląga, zaczęłam jeździć po regionie i wyłapywać pewne ciekawostki: zabytki, widoki, zachwycać się pewnymi miejscami. Wyciągałam od różnych kolekcjonerów ciekawe materiały, zdjęcia, które warto było pokazać w tworzonym albumie: min. zakładanie kanalizacji w Malborku . Nawiasem mówiąc zachwyt Malborkiem zaowocował realizacją i wydaniem albumu pt. „Malbork i okolice na starej pocztówce” w 2016 r. autorstwa Tomasza Agejczyka . Zaczęłam wrastać w historię regionu i myśleć o kolejnych wydawnictwach. Potem ze Zbigniewem Zajchowskim zrealizowaliśmy albumy pt. „Elbląg i okolice na starej pocztówce“ - dwa wydania: w roku 2006, następne w roku 2012.
Kocham stare pocztówki. Tam, na tych obrazach, litografiach, pokazano autentyczną historię. Takie były początki i... żyję tym do tej pory. Przynosi mi to radość i satysfakcję. Finanse... Czasem brakuje, chciałoby się jeszcze więcej zrobić.
- To do których albumów ma Pani szczególny sentyment?
- „Legendy i opowieści z Elbląga i okolic“. Wymarzyłam ją sobie, dwa razy robiłam do niej podejście. To jest książka w którą włożyłam mnóstwo serca, pracy i pieniędzy. Pięknie zilustrował ją Jerzy Domino. Każdy region ma swoją specyfikę, swoje legendy. Ta książka jest cudowna przez to, że opowiada o tym naszym. Nasz region ma bowiem dodatkową cechę: w wyniku licznych konfliktów militarnych i politycznych często dochodziło tutaj w przeszłości do zmiany granic, a nawet do całkowitej wymiany ludności : Prusowie, Niemcy, Polacy. Tę złożoną problematykę przybliżają zamieszczone w tej publikacji teksty naukowe, popularnonaukowe i źródłowe. Kolejną jest album pt. „Elbląg wczoraj, Elbląg dziś“ zrobiona ze Zbigniewem Zajchowskim. Mieliśmy dawne zdjęcia i chcieliśmy fotografować te same miejsca z tej samej pozycji, w której stał dawny fotograf. Nawet dźwig zamawialiśmy, żeby uchwycić to samo ujęcie. Cieszę się jednak każdą wydaną i tworzoną w moim wydawnictwie książką.
- Mam takie wrażenie, że Elbląg pod względem swojej atrakcyjności ma „pecha“, że jest „za blisko“ Malborka i Gdańska. I trzeba się przez te dwa miasta trochę „przebijać“.
- Obecnie więcej osób z Polski pyta o książki, albumy o Elblągu niż elblążan. Trudno dotrzeć do mieszkańców i zainteresować ich historią ich miasta. Grupa, która czeka na każdą książkę związaną z miastem, to około 200 osób. Cieszę się, że portEl dużo ciekawostek historycznych publikuje. Ale książka to jest książka, do niej zawsze można wracać. Ja jestem przyzwyczajona do książki papierowej. A szczególnym rodzajem jest album, który pokazuje obraz. Naukowo udowodniono, że czytelnik najpierw zwraca uwagę na obraz, a dopiero później na treść. Ale żeby album miał sens musi być wydany na najlepszym papierze, po to aby obraz na jego łamach był odwzorowany w możliwie jak najlepszej jakości. Mam nadzieję, że albumy, które wydałam przetrwają długie lata, dla następnych pokoleń.
- Ale Pani albumy to nie tylko Elbląg i okolice...
- Wydałam albumy o Sopocie, o Gdańsku, miasta którymi się zachwycam i które kocham. Udało mi się nawiązać współpracę z pewnym kolekcjonerem, z którym zrobiliśmy albumy o Gdyni, Sopocie i Gdańsku. Sama byłam ciekawa, co z tego wyjdzie. Takie książki prowokują, żeby wchodzić w nowe tematy.
Pochodzę z Krakowa, co też pewnie w jakiś sposób tłumaczy moją pasję - w tym mieście obcuje się z historią na co dzień. Wydałam własnymi środkami podobnie jak inne albumy „Kraków, historia i stara pocztówka“. To stworzona i wymyślona przeze mnie książka-album opisujący historię Krakowa w powiązaniu z historią Polski, bo tego się nie da oddzielić od siebie, to jest nierozerwalnie ze sobą związane. I mam satysfakcję, kiedy odbieram telefon i słyszę gratulacje od krakowskich profesorów, ale także innych ludzi z powodu tej książki.
Przy okazji tego albumu chciałabym zwrócić uwagę na wydawnictwo Salon Malarzy Polskich. To było wydawnictwo istniejące podczas zaborów, które zamawiało u malarzy patriotyczne polskie pocztówki. I co ważne, płaciło. W planach jest druga część albumu, nastawiona bardziej na zabytki. Jest już nawet zrobiona makieta... Ale im bardziej nad tym pracuję, tym więcej odkrywam rzeczy dla mnie nowych. Jeszcze inna sprawa, to ilość pracy, którą trzeba wykonać, żeby pozyskać odpowiednią ilość pocztówek. Cieszę się bardzo z tej publikacji, bo chciałam ten mój Kraków też w jakiś sposób uwiecznić i uhonorować.
Drugim albumem związanym z Krakowem jest ten poświęcony Żydom. W dzieciństwie mieszkałam na krakowskim Kazimierzu, żydowskiej części miasta. To był główny powód, że zdecydowałam się wydać album na podstawie moich zbiorów. Zaczęłam drążyć, zbierać materiały i dowiedziałam się m. in., że w XVI w. 80 procent światowej populacji Żydów mieszkało w Polsce. Dla mnie coś nieprawdopodobnego. W samym Krakowie domów modlitw i synagog było około 200. Przetrwało kilka. Książka jest w zasadzie dwujęzyczna: tekst jest w językach polskim i angielskim. Ale wstęp jest również przetłumaczony na język hebrajski, żeby bardziej spopularyzować tę wiedzę wśród Żydów. Mówi się, że gdyby nie Polska nie byłoby Izraela.
- Wróćmy do Elbląga....
- Mam ogromną satysfakcję z realizacji i wydania własnymi środkami albumu pt. „Elbląg i elblążanie w fotografii własnej - lata czterdzieste, lata pięćdziesiąte" we współpracy z Muzeum Archeologiczno-Historycznym, a tym samym przyczynienia się do utrwalenia historii tak ważnego przecież dla nas wszystkich okresu w dziejach naszego miasta. W muzeum trwała wystawa zdjęć z tego okresu, które elblążanie przekazali do wykorzystania. Pod koniec jej trwania, by uratować tę historię jeszcze przed zwrotem zdjęć ich autorom czy właścicielom, była już dyrektor Maria Kasprzycka zaproponowała mi wydanie albumu z fotografiami. Muzeum nie miało pieniędzy, a szkoda, żeby taki materiał przepadł. Długo się nie zastanawiałam, pracowaliśmy nad tym ciężkim do obróbki materiałem chyba z rok. Z zachwytem patrzyłam na te autentyczne zdjęcia z ciekawych czasów na których Elbląg widoczny był pełen niezburzonych jeszcze kamienic, zabytków architektury, niestety w ruinach. Umówiłyśmy się, że jak muzeum będzie miało jakieś pieniądze to część nakładu zakupi. Tak też się stało .
Następna realizacja, która napawa mnie satysfakcją, to realizacja albumu poświęconego Ryszardowi Tomczykowi. Miałam okazję współpracować z tym artystą i literatem zarazem przy okazji kilku wydawanych u mnie pozycji książkowych ..Postać kontrowersyjna, bo niepokorna. Szalenie zainteresowała mnie jego twórczość satyryczna, owocem tego została wydana przeze mnie bardzo ciekawa wg mnie książka pt. „Odleżałe Don Chichoterie” w 2013 r. To fragmenty utworów napisane przez autora chyba z najciekawszego okresu jego twórczości.
Wracając jednak do albumu o Ryszardzie Tomczyku, żona Alina, dała mi całkowicie wolną rękę do pracy nad jego tworzeniem i doborem materiału. Postanowiłam umieścić w nim jak najwięcej się da z jego twórczości. Materiałów przybywało, ten cały duży stół przez pół roku był zawalony różnego rodzaju źródłowymi materiałami z życia i twórczości Ryszarda Tomczyka, co chwilę coś nowego się odkrywało i dochodziło. Znalazły się nawet malowane przez niego obrazki już nawet satyryczne min. z okresu dziecięcego. Ryszard Tomczyk pochodził z malarskiej rodziny, malarzem był jego ojciec. Myślę, że także dzięki temu albumowi jego twórczość przetrwa. Zrealizowałam ten album tak jak chciałam od początku do końca, pani Alina dała swoja aprobatę. To jest dla mnie ważne. Album ma tytuł "Ryszard Tomczyk 1931-2020."
- Albumy to jest jedna część działalności wydawnictwa. Druga to beletrystyka...
- Czasem sama coś wymyślę, czasem ktoś przyjdzie z gotowym materiałem do wydania. Szczególną książką jest „Niewolnik pod żaglami“ autorstwa Alfreda Jana Paruszewskiego. Przyszedł do mnie starszy pan z rękopisem swoich wspomnień z zapytaniem, czy bym mogła to wydać. Był wówczas u prezydenta Henryka Słoniny, był w Instytucie Pamięci Narodowej. Wszędzie jego próby kończyły się fiaskiem. Wspomnienia dotyczyły jego pracy w trakcie II wojny światowej w charakterze robotnika przymusowego „u Niemca“ jako rybak na Zalewie Wiślanym. Przeczytałam i byłam zachwycona. Zasugerowałam tylko, by dopisał część dotyczącą jego okresu dzieciństwa w Nowym Dworze Mazowieckim, jak to łowił ryby na Wiśle ze swoim ojcem i bratem. Pomimo zaawansowanego wieku ok. 90 lat pamięć miał znakomitą, nie było końca rozmów pana Alfreda z młodymi ludźmi chcącymi dowiedzieć się coraz więcej o jego historii związanej z miastem.
I to był jak się to mówi „strzał w dziesiątkę”, bo po wydaniu prezydent miasta wysłał do nas zaproszenie i miasto urządziło huczną inaugurację tej książki. Wiedziałam, że muszę to wydać. Z książką wiąże się ciekawa historia. Pod koniec wojny ten okrutny Niemiec uciekł z żoną i dziećmi z Tolkmicka przez Zalew Wiślany przed Armią Czerwoną. Zaciekawiło nas, czy przeżył. Gdzieś w internecie znaleźliśmy wzmiankę o tym, że im się udało. Wydałam ją ratując historię opisaną chyba przez jedynego Polaka pracującego u Niemca na Zalewie Wiślanym, mając też nadzieję, iż wspomnienia te znajdą swoich czytelników. Książka ma bardzo dobre recenzje.
I jeszcze jedna książka wspomnieniowa „Zawsze pod wiatr“ Edwarda Suskiego. Starszy pan podpierając się laską z trudem dosłownie wdrapał się do mnie na drugie piętro, bo wówczas wydawnictwo mieściło się przy ul. Giermków. Pisał swoje wspomnienia do szuflady dla swoich potomnych, ale w pewnym momencie stwierdził, że może jednak warto je wydać i uwiecznić na papierze. Po przeczytaniu ich, stwierdziłam, że są wprost nieprawdopodobne. W trakcie II wojny światowej walczył w Batalionach Chłopskich, a po wojnie już z nową władzą ludową. Złapano go, torturowano w bardzo okrutny sposób w katowni na Zamku Lubelskim, nie dał się złamać, nikogo nie wydał. Potem odbudowywał Warszawę, wrócił na wieś na ojcowiznę, by postawić gospodarstwo „na nogi“ i w wyniku rodzinnych intryg rzucił wszystko, zabrał żonę z dziećmi i wyjechał do Łęcza pod Elblągiem. Opisał swoją historię do 1964 r. Wówczas nie byłam w stanie tego wydać, dopiero po kilku latach w 2011 r. została u mnie wydana. I wtedy z Lubelszczyzny zaczęły się telefony z groźbami skierowania sprawy do sądu. Odzywali się potomkowie bohaterów wspomnień Edwarda Suskiego. Po jakimś czasie to się na szczęście uciszyło. Wiem, że dla niektórych rodzin było to przykre, historia często bywa bardzo bolesna.
Te wspomnienia Edwarda Suskiego patrioty polskiego, twardego i odpornego psychicznie oraz fizycznie człowieka honoru nie dającego złamać się ówczesnym władzom są niesamowite.. I tak znów uratowałam kawał ludzkiej historii, nie myśląc tu absolutnie o profitach finansowych z pełną tego świadomością, z czego jestem dumna . Chciałam zainteresować książką lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Wzięli jedną książkę do swojej biblioteki.
Można o książkach jeszcze długo...Każda ma swoją historię. Obaj autorzy wydanych przeze mnie wspomnień w roku 2011: Edward Suski – autor „Zawsze pod wiatr” i Alfred Paruszewski autor „Niewolnika po żaglami“ już nie żyją. Chwała ich pamięci!
- I trzeci filar: Magazyn Elbląski, którego 39. numer niedawno ujrzał światło dzienne.
- Na początku ukazywał się jako kwartalnik, potem głównie ze względów finansowych przekształcił się w półrocznik, ostatecznie przekształcił się ostatnio w rocznik. Chcę utrzymać ciągłość wydawania i wydawać go znów częściej, ale to kosztowne przedsięwzięcie.. Jest wspierany częściowo przez reklamodawców, więc jestem zadowolona, kiedy koszty po jego sprzedaży się zwracają. Przechodził różne koleje losu, był kolorowy, potem czarno-biały. Stwierdziłam jednak, że zasługuje na kolor.
To jest wydawnictwo „dla wybranych“: ma być więc wysokiej jakości, nawet kosztem wyższej ceny i mniejszego nakładu. Ma on stosunkowo niewielką grupę stałych odbiorców, dzwonią co jakiś czas z pytaniami o kolejny numer. Zwykle pewna ilość zakupywana jest przez starostwo powiatowe, które rozprowadza go wśród gmin. Doceniając się wzajemnie staramy się, aby w magazynie znalazły się też informacje z powiatu. Tak jest od lat. Kupowało je też kiedyś dawno temu Biuro Rady Miasta dla swoich radnych, podobnie jak Urząd Miejski. Najprościej kupić go w Informacji Turystycznej lub bezpośrednio w wydawnictwie. Ostatni nakład to 250 sztuk.
Staram się zamawiać u autorów artykuły historyczne na ciekawe tematy nieznane szerszemu gronu. Magazyn Elbląski tworzą wspaniali autorzy. Piękna książka powstałaby, gdyby powyciągać z Magazynów Elbląskich wydawanych przecież od 16 lat tylko same artykuły historyczne. Ważne są też dla mnie tematy współczesne dotyczące Elbląga i okolic, które co ciekawsze się zamieszcza.. To przecież Magazyn Elbląski - czasopismo Ziemi Elbląskiej..
- Plany na przyszłość?
- Dużo. Tylko brakuje środków finansowych na ich realizację. Druk książki jest coraz droższy. Wydaje się książki w coraz mniejszych nakładach, jak już wspomniałam, z obawy, czy się sprzedadzą. Chciałabym wydać parę książek, które zaciekawią elblążan, ale i nie tylko... W planach jest trzecia część trylogii Tomasza Stężały o Prusach i Krzyżakach w czasach XIII wieku i powstania Elbląga. Wydaliśmy w tym roku tego autora książkę pt. „Dziennik snów“. Co tu dużo mówić: to pisarz wysokiego formatu i jego książki czyta się rewelacyjnie. Elblążanin z urodzenia i wyboru, jak sam o sobie mówi.
Parę lat temu kupiłam maleńką oryginalną książeczkę wydaną w roku 1923 przez Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego ( Gazeta Grudziądzka) pt. „Kat z Elbląga - powieść historyczna z czasów krzyżackich według ówczesnych kronikarzy“ i wydałam ją reprintem bo to super według mnie ciekawostka. Elbląski Kat jest tu postacią pozytywną, która ratuje burmistrza Gdańska. Trochę niedoceniona pozycja.
Cały czas czytam... I to co do mnie przychodzi, co może się ukaże drukiem, a może nie. Do tego cały czas trzeba się uczyć, dokształcać i odkrywać nowe wydarzenia. Pracy mam więc mnóstwo. Ale to kocham. Uwielbiam tworzyć, mam tak od dziecka i myślę o tematach wydawniczych którymi chciałabym się jeszcze w przyszłości zająć.
- Dziękuję za rozmowę