Chwilę przed rozpoczęciem spotkania "urwanie chmury", ale ulewa trwała krótko i nie stanęła na przeszkodzie w rozpoczęciu meczu. Gdy już wybrzmiał pierwszy gwizdek, inicjatywę przejęła Olimpia. Były nawet strzały, najpierw Kuczałka (kapitana Olimpii w dzisiejszym meczu) potem Gabrycha, oba jednak nie zmusiły do interwencji Pruchniewskiego, bramkarza Lecha II. Oglądaliśmy również akcję z wyraźnym przyśpieszeniem, w której Gabrych dośrodkował na głowę Senkevicha, ale po oddanym strzale piłka minęła bramkę. Brakowało zaakcentowania przewagi, w statystyce goli bez zmian, nadal zero.
Ogólnie dyspozycja Olimpii była przyjemna dla oka. Kultura gry zdecydowanie należała po stronie podopiecznych trenera Gomułki, ale na trybunach wyczuwalne było znudzenie. Kibice oczekują większych emocji.
Początek drugiej połowy był fatalny. "Garda" Olimpii nie była szczelna, Lech II wyprowadził cios i zrobiło się 0:1. W bocznej strefie Filip Wilak wygrał pojedynek z kryjącym go Kacprem Szczudlińskim, po chwili zagranie w pole karne i z bliskiej odległości Filip Wolski otworzył wynik spotkania. Żółto-biało-niebiescy nie padli na deski, szukali wyrównania. W 50. minucie Senkevich zagrał do Yatsenki, letni nabytek Olimpii po wbiegnięciu w pole karne strzelił mocno, Pruchniewski interweniował niepewnie i do pełnego zapobiegnięcia zagrożenia niezbędny okazał się Maciej Wichtowski, który wybił piłkę z linii bramkowej. Dwie minuty później kolejna groźna akcja, z dużą ilością podań, z wycofaniem na 16. metr, ale Maciej Spychała strzelił za słabo.
Jak przewrotna bywa piłka, mogliśmy się przekonać w kolejnych minutach. Olimpia przeszła drogę z piekła do nieba. Rzut karny w 66. minucie mógł być gwoździem do trumny, ale Łukasz Łęgowski popisał się znakomitą interwencją, broniąc strzał Filipa Wilaka. Żółto-biało-niebiescy złapali wiatr w żagle, rzucili się na przeciwników jak hiena na padlinę. Senkevich został sfaulowany przez strzelca pierwszej bramki… w polu karnym! Radość na trybunach umiarkowana, bo kilka minut wcześniej mieliśmy potwierdzenie, że rzut karny to jeszcze nie gol. Piłkę na "wapnie" ustawił Adam Żak, strzelił idealnie i po chwili cieszył się z premierowej bramki w oficjalnym występie w Olimpii.
Emocje sięgały zenitu. Trener Gomułka szukał kolejnych impulsów, na boisko wprowadzał świeżych piłkarzy. Jednym z nich był Kamil Bartoś, który w 87. minucie dostał zwrotną piłkę w okolicę 17. metra, huknął znakomicie i wydawało się, że 3 punkty zostaną w Elblągu. Chwilę później sędzia techniczny zaprezentował doliczony czas gry. Mecz miał potrwać przynajmniej 5 minut dłużej. Okazało się wystarczająco dużo, żeby wpadła jeszcze jedna bramka. Szymon Pawłowski wykonywał rzut wolny z okolic 25 metra. Oddał strzał z chirurgiczną precyzją, chociaż można się zastanawiać, czy Łukasz Łęgowski nie mógł zachować się lepiej. Ostatecznie zatem mecz z rezerwami Lecha zakończył się remisem.
Po pierwszej połowie wyczuwalny był niedosyt, ale drugie 45 minut zrekompensowały wszelkie malkontenctwo. Rollercoaster emocji, po którym każda z drużyn może nieco żałować, że nie zainkasowała trzech punktów.
Olimpia Elbląg - Lech II Poznań 2:2 (0:0)
0:1 - Wolski (47. min.), 1:1 - Żak (70. min. - karny), 2:1 - Bartoś (87. min.), 2:2 - Pawłowski (90. min.)
Olimpia: Łęgowski - Sarnowski, Kuczałek, Szczudliński (78' Bartoś), Stefaniak, Spychała, Jóźwicki, Famulak, Sienkiewicz (85' Łabecki), Yatsenko (78' Jakubczyk), Gabrych (67' Żak).
Patronem medialnym ZKS Olimpia Elbląg jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl