A moim zdaniem... (od najstarszych)
To nie wina państwa, ani polityków. To wina przekonań obywateli i ich głosowań. Szanse w wyborach ma tylko partia/polityk obiecujący, że będzie dawał biednym. Zrozumiałe, że aby dawać musi on najpierw zabrać i to dużo więcej. Ci którym zabiera (nieco bogatsi) nie są przeważnie durniami, którzy niczym owieczki dadzą się strzyc. Wyjeżdżają za granicę wchodzą w szarą strefę, złośliwie nieinwestują uchylając się od płacenia podatków. A więc trzeba nakładać coraz wyższe podatki. Złośliwe nieinwestowanie prowadzi do zamykania istniejących zakładów (i nie tworzenia nowych) i wzrostu bezrobocia i biedy. Tym bardziej rosną zatem słuszne potrzeby i konieczność zwiększenia podatków. To nie wina polityków, tylko nas, że tylko takich wybieramy. Komunizm jest naszym pragnieniem i to dla wszystkich - niezależnie czy czerwony, czy czarny, czy zielony. Zresztą nie od dziś. Do rozbiorów doszło w czasach, gdy w innych krajach władza robiła się coraz silniejsza, a u nas każdy uważał się równym królowi.
Dodam jeszcze, że z tego powodu demokracja ma szanse na dobre funkcjonowanie tylko w społeczeństwach w ktorych większość aktywnych społecznie obywateli uważa się za bogatych - tj. potencjalne ofiary złodziejstwa państwowego. Jeżeli tak jak w Polsce większość głosujących spodziewa się dotacji, zasiłków i innej pomocy - to nie ma szans na dogonienie pozostałych. Dopiero jakaś dyktatura Piłsudskiego, Pinocheta, Lenina daje szanse rozwoju. Mądra w dobrą stronę, głupia ku klęsce.