Rafał Gruchalski: - Przebywasz obecnie na zgrupowaniu kadry narodowej w koszykówce 3 na 3, które odbywa się w Zakopanem. Rozmawiamy w czwartek, 15 kwietnia. Co się na nim obecnie dzieje?
Przemysław Zamojski: - Zaczęliśmy wcześniej w Pruszkowie od testów sprawdzających, wytrzymałościowych, siłowych. Od poniedziałku trenujemy już w Zakopanem, będziemy tu przez tydzień, by podnieść naszą wydolność.
- Jesteś razem z Mateuszem Kostrzewskim, również pochodzącym z Elbląga, w szerokiej 12-osobowej kadrze, z której wyłoni się skład na kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Tokio. Jaki jest dalszy scenariusz?
- W przyszłym tygodniu w czwartek wyjeżdżamy na kolejne dwa tygodnie jeszcze wyżej w góry – do Sierra Nevada w Hiszpanii. Tam pojedzie tylko osiem osób, więc każdy walczy o swoje miejsce. Będziemy mocno rywalizować, by pojechać w jak najmocniejszym składzie na turniej kwalifikacyjny, który odbędzie się w maju.
- Jak oceniasz - z perspektywy Waszej obecnej formy i pandemicznego roku – szanse polskiej reprezentacji na udział w igrzyskach w Tokio?
- Szanse na awans mamy bardzo duże. Nie zakładamy innej opcji, jak awans od razu z pierwszego turnieju i z takim nastawieniem tam jedziemy. Dobrze wyszło, że w miarę szybko wszyscy kadrowicze zakończyli sezon w 5 na 5. Mogliśmy się spotkać wszyscy razem i w pełnej rotacji i zestawieniu jak najlepiej przygotować się do eliminacji.
- W tym sezonie zmieniłeś klub, przeszedłeś do Anwilu Włocławek, z którym masz kontrakt do czerwca 2022 roku. Po drodze przydarzyły się kontuzje, które na pewien czas wykluczyły Cię z gry. Jaki to był sezon dla Ciebie?
- Na pewno zupełnie inny. Jak wiadomo, ostatnie siedem lat spędziłem w Zielonej Górze, chciałem spróbować czegoś innego. Miałem dwie poważne kontuzje. Jedna wymagała operacji ręki po złamaniu, później doznałem niefortunnie pęknięcia kości piszczelowej i też musiałem pauzować kilka tygodni. Na pewno ten sezon przeżyłem ciężko mentalnie, bo drużyna Anwilu była szykowana do walki o mistrzostwo Polski, a nie awansowaliśmy nawet do play-off. Pod względem sportowym był więc to sezon słaby w naszym wykonaniu. Ten kolejny cel, który mam przed sobą – czyli udział w igrzyskach – sprawił, że jesteśmy z kolegami mocno zmotywowani, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik.
- Masz 35 lat. Na koszykarza to mało i niemało. Co dalej? Skupiasz się obecnie tylko na walce o igrzyska czy wybiegasz jeszcze dalej w kwestiach sportowych?
- Fizycznie czuję się bardzo dobrze, myślę że jeszcze kilka lat na parkietach pobiegam. Moim oczkiem w głowie jest teraz koszykówka 3 na 3 i jej poświęcam najwięcej czasu. Najważniejsza życiowa szansa przede mną. Jestem gotowy na to wyzwanie i optymistycznie nastawiony. Wierzę, że awansujemy na igrzyska.
- Czy wpływ na wybór Włocławka miało to, że jest bliżej Elbląga niż Zielona Góra? Brałeś pod uwagę ten rodzimy aspekt?
- Na pewno jestem coraz bliżej Elbląga (śmiech). W życiu sportowca nigdy nie możesz zakładać sobie z góry, co się wydarzy, bo jest tyle wypadkowych po drodze. Na pewno kiedyś w przyszłości chciałbym wrócić do rodzinnego miasta i bardziej spopularyzować w Elblągu koszykówkę. Mamy naprawdę fajne warunki do tego, Szkołę Podstawową nr 11, z której się wywodzę. Wychowała wielu fajnych koszykarzy i warto by było kontynuować tę tradycję.
- A Twoje dzieci idą w Twoje ślady?
- Na razie cieszą się wiekiem, w którym są i miały z tego radość. Widzę, że najmłodszy syn ma predyspozycje, że ciągnie go do piłki. Na pewno każde z nich jest sportowo uzdolnione i pokazują, że mają bardzo dużo energii. Bardziej nastawiam się na to, by rozwijały się fajnie pod względem koordynacyjnym i motorycznym, bo w ich wieku to jest najważniejsze.
Wkrótce opublikujemy wywiad z pochodzącym z Elbląga Mateuszem Kostrzewskim, który także jest członkiem kadry narodowej w koszykówce 3 na 3.