W noworoczne popołudnie w Rychlikach sąsiedzi dokonali makabrycznego odkrycia. W pobliżu zabudowań mieszkalnych, w sadzie, leżało zawinięte w dywan ciało 79-letniej kobiety. Policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy - jak wówczas zakładano - mogą mieć coś wspólnego ze śmiercią starszej kobiety. Prokurator zdecydowało o przeprowadzeniu sekcji zwłok, która wykazała, że kobieta zmarła na skutek ciosów zadanych nożem. Prokuratura Rejonowa w Elblągu postawiła zarzut zabójstwa 27-letniemu Adrianowi D., który mieszkał ze starszą panią od dwóch lat. Nie płacił za pokój, w zamian pomagał jej w pracach domowych. Mówił do niej "babciu"...
Proces Adriana D. ruszył przed elbląskim sądem we wrześniu. Mężczyzna na pytanie, czy przyznaje się do winy, odpowiedział: - Nie, ale mam świadomość, że przeze mnie Teresa nie żyje. Biegli psychiatrzy stwierdzili u mężczyzny "mieszane zaburzenia osobowości z przewagą cech osobowości schizoidalnej", jednocześnie orzekli, że w chwili popełnienia czynu był poczytalny.
Dziś w sądzie zeznawała córka zamordowanej Teresy. Druga córka, bo pierwsza
została wysłuchana na początku procesu.
- Widziałam tego chłopaka może ze dwa razy w życiu - przyznała kobieta. - Mówił do mamy "babciu", był grzeczny. Mama go przygarnęła, dawała jedzenie, nawet ubierała. Co chciał to miał - zapewniała. - Co robił w zamian? Za dużo to tam pracy nie było, jak to u emerytki - stwierdziła córka zamordowanej 79-latki. - Narąbać drzewa, napalić w piecu. Pijanego nigdy go nie widziałam. A mama - co będę ukrywać - zdarzało się, że spożywała alkohol. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego stało się to, co się stało...
O tym, że między panią Teresa a Adrianem nie było kłótni przekonywał znajomy z Rychlik, który bywał u nich w domu.
- Nie było kłótni czy wyzwisk - mówił dziś przed sądem 36-letni mężczyzna. - Owszem, piliśmy alkohol czasami, ale Adrian troszczył, że, by pani Teresa za dużo nie piła. Mówił, że bierze leki i zabierał jej kieliszek.
W sylwestrową noc mężczyzna również odwiedził dom pani Teresy. I również pili alkohol.
- Grała muzyka, Adrian tańczył z panią Teresą - opowiadał. - W końcu opuściłem mieszkanie, bo już miałem dość alkoholu i wróciłem do siebie. Nie mam zielonego pojęcia, co tam działo się dalej - zapewniał mężczyzna. - Poszedłem spać. Na drugi dzień, ok. godz. 11 poszedłem do Adriana. Był trzeźwy, zachowywał się normalnie, zaproponował kawę [podczas wcześniejszych zeznać mówił, że nie tylko kawę; na stół znowu wjechał alkohol - red.]. Pani Teresy nie było w domu, a gdy zapytałem, gdzie jest Adrian stwierdził, że pojechała do rodziny. W pokoju zauważyłem brak dywanu, ale Adrian wyjaśnił, że coś się na niego wylało dlatego wyniósł go na górę. O szczegóły nie pytałem. Oglądaliśmy telewizję, gdy do drzwi zaczęli walić chłopaki. Krzyczeli, że pani Teresa leży w sadzie i że już jedzie policja. Adrian zaczął się trząść, był zdenerwowany i mówił, że pójdzie siedzieć na dożywocie - kontynuował świadek.
Jak się okazało, ciało starszej kobiety zawinięte w dywan znaleźli sąsiedzi i to oni wezwali policję. Ta zatrzymała obu mężczyzn przebywających w domu pani Teresy - Adriana D. i jego znajomego 36-latka, którego po złożeniu wyjaśnień wypuszczono.
Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 7 grudnia, bo sąd chce wysłuchać jeszcze jednego świadka. Być może wówczas nastąpi finał tej tragicznej sprawy. Adrianowi D. grozi kara od 8 lat do dożywocia.