UWAGA!
[X]Zgłaszanie opinii do moderacji
Zauważyłem pewne zjawisko - obecnie, w czasach dominacji internetu nastąpiła pewna fetyszyzacja książek i ich czytania - są na mediach społecznościowych całe grupy, które upatrzyły sobie książkę jako symbol identyfikacji plemiennej i coś, co czyni ich "lepszymi i mądrzejszymi" od przeciętnego obywatela. Jednocześnie, czy mimo coraz większej niszowości i kryzysu mediów drukowanych, książki stały się czymś ekskluzywnym? Mam wrażenie, że jest wprost przeciwnie, skoro nawet jakiś "jellyfrucik" (co/kto to w ogóle jest?) wydał ostatnio książkę, na co 30 lat temu nikt by komuś takiemu nie zezwolił. I nie mówię tego, by twierdzić, że nie ma obecnie dobrej nowej literatury albo że nie warto czytać. Po prostu chodzi mi o to, że dzielenie ludzi na "czytających" i "nieczytających" jest złudne, bo książka książce nierówna, a i sposoby czytania oraz interpretacji tych samych książek bywają różne. Czy ci, którzy się tak chełpią czytaniem w socjalmediach coś z tego czytania wynoszą? Mam wrażenie, że w wielu przypadkach niewiele, poza nieuprawnionym poczuciem wyższości.