UWAGA!

[X]

Komentuj korzystając ze swojego nicka. W tym celu Zaloguj się kontem portElu lub Facebooka
lub zarejestruj konto na portElu.
Anuluj

Ze śmiercią nie ma zabawy Pan Julian Stankiewicz dokładnie znał miejsce pochówku swoich najbliższych. Udała mu się rzecz wyjątkowa na tym terenie - pochował swoich najbliższych zamordowanych przez banderowców. - Było nas trzydziestu, mieliśmy trochę broni - opowiada. - Po dwóch dniach od zbrodni udało nam się dotrzeć do zabudowań. Rodzice i siostra leżeli w dużym pokoju pełnym krwi. Mamusia i Weroncia były przestrzelone i do tego obie porąbane siekierami. Siostra była przecięta siekierą przez całe plecy, mamusia miała rozciętą pierś od ramienia do boku. Jak chowaliśmy ojca do trumny, wziąłem dwie kosteczki z potylicy jego roztrzaskanej głowy, które noszę z sobą do dziś - pokazuje pan Julian. Dalej opowiada, że pogrzeb trwał bardzo krótko, gdyż od strony lasu banderowcy zaczęli ostrzeliwać zabudowania z karabinów maszynowych. - Baliśmy się, bo w Lesie Poryckim, za dolinką stała cała wataha UPA. - Postawiliśmy krzyże, ale oni później powrzucali je do studni. Po wojnie zaorali wszystko i dziś śladu nie ma, rośnie tam tylko zboże - dodaje. Po zakończeniu uroczystości w Porycku autokar z kombatantami, tłukąc się po polnych drogach, dojechał w pobliże rodzinnej wsi Juliana Stankiewicza. Kilkaset metrów dzielących nieoznaczoną mogiłę od najbliższej ukraińskiej stodoły pan Julian miał odmierzone sznurkiem zwiniętym na kołowrotku. Był bardzo zmęczony, wzruszony lecz zarazem szczęśliwy, gdy dotarł na miejsce, złożył wieniec, zapalił znicze. - To największy dzień w moim życiu. Dla mnie to jest wyjątkowe szczęście, że dowiozłem tu was i księdza. Przez 60 lat nie spodziewałem się, że nastąpi taki moment - dziękował towarzyszącej mu grupie osób. - Straciłem na tej ziemi 40 członków najbliższej rodziny - Stankiewiczów, Palczyńskich i Giergielewiczów. Tu była Kolonia Witoldów, tam Witoldówka, Wygalanka i Borów. Teraz proszę spojrzeć, do Bugu nie ma nic. Ani drzewa, ani domu polskiego. Naszych kościołów w Zabłodźcach, w Porycku, Hrynowie - też nie ma. Ksiądz Franciszek Ostrowski intonuje pieśń pogrzebową, wszyscy odmawiają dziesiątek różańca, "Wieczne odpoczywanie...". Padają znamienne słowa: "Stajemy i modlimy się za tych, których kości zostały złożone w takich ciężkich, trudnych momentach (....) i za tych, którzy byli sprawcami. Oni utracili łączność człowieczą, ludzką, zagubili człowieczeństwo albo wyrzekli się człowieczeństwa. To pozostało u nich i owocuje. Dzisiaj byliśmy tego świadkami. Przekręcanie, wykręcanie, bawienie się... Z krwią, z życiem, ze śmiercią nie ma zabawy, niepotrzebne są nam te zabawy...

Nikt