UWAGA!
[X]lub zarejestruj konto na portElu.
Isia może aż nazbyt bezpardonowo nazwała pożyczkobiorcę złodziejem, ale takie są fakty stwierdzone przez Sąd.Tylko Sąd nie używa takiej terminologii jak złodziej. Natomiast argumentacja co by: "Sąd uznał, że pieniądze rzeczywiście, /.../, trafiły na inwestycje diecezjalne, a ksiądz Jan H. miał prawo takie pożyczki zaciągać." to banalna, zwykła kazuistyka. Bo złodziej - to ten co kradnie. Ale ten co pożycza nie mając zamiaru oddać, też jest złodziejem może nawet gorszego pokroju, bo jawnie - w żywe oczy- kpi sobie z uczciwości pożyczkodawcy. A wracając do wyroku Sądu, to nikt nie kwestionuje ani pożyczki, ani zrealizowanych inwestycji,tudzież prawa do zaciągania takich pożyczek. Sprawa trafiła na wokandę, bo ktoś pożyczył i nie oddał. I to nie oddał w jakims tam okresie czasu, z powodu np."trudności" finansowych. Ten pożyczkobiorca pożyczał ze 100% przeświadczeniem, że ich nie odda, że wierne duszyczki lekką ręką rzucą pożyczone kwoty na chwałę bożą. Tak się nie stało i całe szczęście, że nie żyjemy w czasach przenajświętszej Inkwizycji, bo i pożyczkodawcy, Isia i ja cięzko byśmy naszych postaw żałowali. Pozdrawiam serdecznie
egzegeta