UWAGA!
[X]lub zarejestruj konto na portElu.
Współczuję temu i innym obecnym developerom. Ludzie, którzy ostatnio kupili swoje pierwsze mieszkania na wysokie kredyty spłacane do końca życia to specyficzna grupa. Wydaje im się, że przez zaciągnięcie tego kredytu stali się zarządcami całych osiedli, czują się (każdy z osobna) jak dyrektor osiedla. Na takim osiedlu się nie mieszka, to raczej jak praca w korporacji. Roszczeniowość do kwadratu. Grupy społecznościowe, gdzie przez cały dzień dowiesz się kto puścił bąka i na którym balkonie jakie majtki, który samochód krzywo zaparkował i kto nie zgasił światła. Toż to big brother po prostu. Połowa mieszkańców czuje się jakby była zarzadcami swojej prywatnej nieruchomości, chyba im się pomyliło z domkiem. Studiują przepisy budowlane i inne, każdy jest specjalistą od energii, wody, termoizolacji. Ci ludzie jakby się nudzili, albo byli znerwicowani. Nie odpoczywają w swoich apartamentach ale wciąż rozmyślają nad ich organizacją. Zdecydowanie pomylili się z powołaniem. Trzeba domek budować i wtedy nim zarządzać. Jest to też syndrom pierwszego "własnego" mieszkania. kupili mieszkania, które w ciągu roku, dwóch podwoiły wartość a oni jeszcze niezadowoleni. Wszystkich mieszkańców domów naokoło traktują jak wrogów czyhających na ich luksusy, parkingi, śmietniki, place zabaw... Tylko w środku osiedla są ludzie godni zaufania... Horror mieszkać w takim bloku-przedsiębiorstwie.