Po raz pierwszy władze miasta połączyły Mikołajki ze świątecznym jarmarkiem i to był strzał w dziesiątkę. Takich tłumów 6 grudnia, w święto patrona miasta, jeszcze nie było. Tłumnie było zresztą przez całe trzy dni. Elblążanie i odwiedzający nasze miasto goście mogli rzeczywiście poczuć się na starówce świątecznie. Był nawet śnieg, co prawda sztuczny, z małej armatki przy Ratuszu Staromiejskim, ale to też dodawało uroku.
Dawno nie widziałem w jednym miejscu tylu uśmiechniętych twarzy, co pokazuje, że mieszkańcy (przynajmniej ci, których na jarmarku spotkałem), lubią swoje miasto. Mam nadzieję, że nie tylko od święta.
Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi, byśmy my elblążanie o swoim mieście potrafili mówić również dobre rzeczy i doceniać to, co fajnego w nim się dzieje. To przecież mieszkańcy są najlepszymi ambasadorami Elbląga.
Oczywiście trzeba piętnować rzeczy złe, co starają się robić dziennikarze, społecznicy i sami Czytelnicy (np. w komentarzach pod artykułami), ale w ostatecznym efekcie to dobry klimat wokół miasta i jego spraw przyciąga do niego inwestorów, osoby z innych miejscowości, które chcą tu zamieszkać czy turystów. Mam nadzieję, że obecne władze miasta włożą w budowanie takiego klimatu oraz rozwiązywanie codziennych problemów miasta nie mniej energii niż w organizację świątecznego jarmarku. A także w przekonywanie samych elblążan, że to ich codzienna postawa jest najlepszą promocją naszego miasta.
A na koniec jedna drobna uwaga do organizacji jarmarku. Nie wiem, kto (na pewno ktoś w ratuszu) wpadł na pomysł wyłączenia oświetlenia całej starówki w piątkowe popołudnie, by tuż przed godz. 17 na hasło prezydenta je włączyć. Zanim stała się jasność, setki mieszkańców z małymi dziećmi w całkowitych ciemnościach ruszyły w stronę rzeki, by powitać Mikołaja. Wystarczyłoby więcej światła na bulwarze tuż nad wodą, a na pewno byłoby bezpieczniej...